środa, 5 czerwca 2019

16. Twoje oczy mówią lepiej niż usta, które kłamią, Daniel.

Daniel


  - Ingrid Jansen. - przekazała swoje dane dziewczynie zza baru, która nie chciała pomylić jej zamówienia. Szybko dotarło do mnie, kto stoi zaledwie pół metra ode mnie. Później na mnie spojrzała, a mnie ugięły się kolana i serce niesamowicie przyśpieszyło. Odezwała się. Ja z kolei nie mogłem z siebie wydusić ani słowa przez dłuższą chwilę. Tak długo jej nie widziałem, tyle cierpienia, łez i samotności mi zapewniła, że straciłem cień szansy na to, że kiedyś jeszcze nasze drogi się skrzyżują. A później zaczęliśmy rozmawiać. Zupełnie zapomniałem, po co przyszedłem do baru. Minęło kilka chwil, a obok mnie pojawił się Johann, który powiedział, że moja Karina poszła już do domu. Moja Karina. Olałem to. Zająłem się Ingrid, zapomniałem o świecie. Przestałem myśleć i...

  Dziewczyna naciągnęła na siebie białą kołdrę i przekręciła się na drugi bok. Siedziałem na skraju łóżka, patrząc na porozrzucane po całym pokoju nasze ubrania. Miałem kaca. I pierwszy raz w życiu to nie był kac po zbyt dużej ilości alkoholu, bo byłem trzeźwy, jak dziecko, a kac moralny. Zachowałem się, jak najzwyklejsza świnia. Nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie, a sumienie gryzło mnie niemiłosiernie mocno. Dźwięk ustawionego budzika wyrwał mnie z zamysłu. Wyłączyłem go i poczułem okropny ból w sercu, gdy zobaczyłem uśmiechniętą twarz Kariny na mojej tapecie.
- Jakim ty jesteś idiotą.. - warknąłem, rzucając telefon na podłogę i chowając twarz w dłonie. Hałas, który spowodował telefon, uderzając w szafkę, obudził Ingrid. Już po chwili czułem ciepły oddech na swoim karku i dłoń na ramieniu.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłam. - szepnęła, muskając delikatnie moje ucho. W tym momencie poczułem niezwykle wielką nienawiść do jej osoby. Strzepałem jej rękę z mojego ramienia i wstałem, spoglądając na nią z pogardą.
- Tęskniłaś? Zostawiłaś mnie z dnia na dzień, nie odzywałaś się przez tyle czasu, a teraz mówisz mi, że ty tęskniłaś? - parsknąłem.
- Co w tym dziwnego, Daniel? Łączyło nas bardzo dużo, więc miałam do tego prawo. - wzruszyła ramionami.
- Łączyło nas bardzo dużo i przede wszystkim nie miałaś prawa do tego, żeby zostawić mnie, jak psa. - warknąłem. - Myślisz, że ja uczuć nie mam? Że dobrze mi się żyło z myślą, że zostałem tak potraktowany przez dziewczynę, która była dla mnie całym światem?
- Daniel, ja naprawdę nie mam nic na swoje usprawiedliwienie w tym momencie..
- Oh, serio? Po tylu latach nie masz mi nic do powiedzenia? Nawet głupiego "przepraszam"?
- Co to zmieni? - jęknęła. - Nie możemy spróbować od nowa? Ta noc..
- Ta noc to była pomyłka i wielki błąd, Ingrid. - powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. - A wiesz, co jest najgorsze w tym wszystkim? W końcu znalazłem dziewczynę, przy której chciało mi się żyć, przy której byłem szczęśliwy każdego dnia, z którą może i byłem krótko, ale już szukałem dla niej pierścionka zaręczynowego, bo chciałem mieć pewność, że już na zawsze będzie tylko moja i zdradziłem ją z takim kimś, jak ty.. Brzydzę się sobą w tym momencie, ale jeszcze bardziej brzydzi mnie twoja osoba. - dodałem, zapinając pasek od spodni.
- Daniel, proszę przestań.. - jej głos zaczynał się łamać. - Nie idź, porozmawiajmy! - krzyknęła, kiedy jedną nogą stałem już poza progiem jej pokoju. Jedyne czego w tym momencie chciałem to posiadania magicznej mocy i cofnięcia czasu, a nie rozmów z kobietą, która najpierw zniszczyła naszą miłość i związek, a teraz zawiesiła na włosku mój związek i moją przyszłość z Kariną..

  Umówiłem się w knajpie z Johannem i Phillipem. Potrzebowałem szczerej rozmowy z moimi przyjaciółmi. Wiedziałem, że to będzie trudna i ciężka rozmowa, ale jeszcze cięższa konwersacja czekała mnie później.
- Kogo moje oczy widzą. - zawył Phillip, zbijając ze mną piątkę. Johann przywitał się i zajął miejsce, nie odezwał się ani słowem. Wiedziałem, że on wie. Ani ja, ani on nie musieliśmy nic mówić.
- Phill, dziękuję, że wczoraj zająłeś się Kariną. - spuściłem wzrok na kufel z piwem. Atmosfera w jednej chwili zrobiła się tak gęsta, że można było ciąć ją nożem.
- Ty pieprzony hipokryto. - Johann w końcu przemówił. Cóż, na inne słowa nie zasługiwałem, więc nawet nie próbowałem się odezwać. - Przyjaźnimy się tyle lat, Daniel, i w tym momencie nie mam do ciebie ani trochę szacunku, wiesz?
Milczałem. Spojrzenia kolegów przeszywały mnie na wylot. Czułem się, jak skończona świnia, która weszła między stado zaraz po tym, jak zachowała się wobec nich nie fair.
- Karina przepłakała całą noc. - odezwał się Phillip. - Twoje zachowanie ją dobiło.
- Zdaję sobie z tego sprawę..
- A zdajesz sobie sprawę z tego, co będzie, jak powiesz jej, że olałeś ją i poszedłeś przelecieć swoją byłą?
- Johann, nie dobijaj mnie. - powiedziałem. - Nie chciałem tego, rozumiesz? Brzydzę się tym, co zrobiłem, i nie czuję się szczęśliwy i spełniony z tego powodu.
- Czasu nie cofniesz.
- Wiem, Phill, doskonale wiem.. Ale co ja mam teraz zrobić?
- Nas o to nie pytaj.
- Myślałem, że mogę na was liczyć. - ogarnął mnie smutek spowodowany zachowaniem kolegów. Nie minęło pięć minut, jak powiedzieli jeszcze kilka słów na temat mojego zachowania i pożegnali się ze mną. Najgorsze było to, że czułem się cholernie osamotniony w tym momencie i rozbity, a naprawdę potrzebowałem minimalnego wsparcia, które pomogłoby mi choć trochę stanąć moralnie na nogi.

Karina 

  - Ziemia do Karinki! - Celina pomachała mi przed nosem drewnianą łyżką. - Z czym chcesz naleśniki? Mam ser biały, dżem.. - odkręciła pomarańczową przykrywkę i skrzywiła się. - No dobra, dżemu nie mam, ale mam krem czekoladowy! - zawyła radośnie, prezentując mi słoik z łaciatą krową na etykietce.
- Zjem z czymkolwiek. - wysiliłam się na uśmiech, wyjmując talerze z szafki.
- Karina, proszę cię! Uśmiechnij się, wpuść w siebie trochę życia..
- Nie mam powodów.
- Karina, masz powody. - powiedziała, kładąc mi dłoń na plecach. - Przestań myśleć o Danielu, zamartwiasz się tym od samego rana..
- A ty byś skakała z radości, gdyby Johann zachował się tak samo jak on? Gdybyś miała wrażenie, że..
- Dziewczyno, jak znam Daniela to dam sobie głowę ogolić, że nie zrobił nic głupiego i teraz siedzi w swoim pokoju, i myśli, jak cię za to przeprosić albo szykuje dla ciebie wielką niespodziankę na przeprosiny. 
- Tak myślisz? - zapytałam z lekką nadzieją w głosie. Ileż ja bym dała, żeby Celina miała rację. A jeszcze więcej bym dała, żeby cofnąć czas i pójść po niego pod ten bar, wyciągnąć za rękę, wyjaśnić jego zachowanie i mieć stuprocentową pewność, że nad naszym związkiem nie ma żadnych ciemnych chmur.
Od samego rana myślałam o tym wszystkim. Chciałam się do niego odezwać, ale każdą wiadomość kasowałam, bo wszystkie wydawały mi się nijakie i bez większego sensu. Na krótką chwilę udało mi się nawet przestać o nim myśleć i skoncentrowałam się na plotkowaniu z Celiną na różne tematy. Po naleśnikowym obiedzie miałyśmy zamiar wybrać się na spacer, ale kiedy byłyśmy już gotowe do wyjścia, do mieszkania wszedł Johann, a do mnie w tym samym momencie zadzwonił telefon i na ekranie pojawiło się zdjęcie Daniela. Cały mój dobry nastrój w jednej chwili uległ zmianie. Zapytał, czy możemy się spotkać i porozmawiać, wahałam się, ale w końcu oczekiwałam wyjaśnień, przeprosin i tego, żeby wszystko było dobrze między nami.
- Celina, Daniel przyjedzie po mnie za kilka minut. - powiedziałam.
- Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze! - przytuliła mnie mocno do siebie. Kątem oka dostrzegłam wymowną minę Johanna, a to oznaczało tylko jedno - coś musi być na rzeczy.

  Wsiadłam do auta Daniela i od razu odjechaliśmy spod bloku Johanna i Celiny. Czułam się bardzo nieswojo, za każdym razem, kiedy gdzieś jechaliśmy, buzie nam się nie zamykały, rozmawialiśmy, śpiewaliśmy, trzymaliśmy się za rękę, a teraz nic. Ciszę wypełniało jedynie radio, w którym jak na złość puścili piosenkę, przy której uwielbialiśmy się wygłupiać.
Z samochodu wysiedliśmy nieopodal parku. Krótką chwilę spacerowaliśmy, jak nieznajome i obojętne sobie osoby.
- Co to miało wczoraj być, Daniel? - postanowiłam pierwsza zabrać głos.
- Karina.. - chłopak przystanął i spojrzał w niebo. W tym momencie przypomniał mi się wyraz twarzy Forfanga, moje obawy powróciły w mgnieniu oka. - Karina, zdradziłem Cię. Przespałem się z Ingrid.
Te słowa były dla mnie niczym mocny prawy sierpowy, ale nie w twarz, lecz w serce. Patrzył na mnie, ale kiedy ja zerkałam na niego, uciekał wzrokiem. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale starałam się być twarda.
- Karina, ja nie wiem, jak to się stało.. Wczoraj, przy barze, dostałem jakieś oślepienia umysłowego, naprawdę. Spotkałem ją i..
- I co? Powróciły wspomnienia, sentymenty?
- Dokładnie tak, Karina. Uwierz mi, że..
- Że tego nie chciałeś, ale poszliście do niej na drinki, upiłeś się i się stało, tak?
- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie byłem pijany. - powiedział, a ja parsknęłam śmiechem. - Karina, jestem skończoną świnią, ale uwierz mi, że nie chciałem tego. Nie mam pojęcia, jak do tego doszło.
- Może jeszcze mi powiesz, że dosypała ci magicznego proszku do szklanki i odleciałeś? - milczał. Jego milczenie było dla mnie, jak odpowiedź na wszystkie pytania, których nie zdążyłam jeszcze zadać. - Prawda jest taka, że uczucie do niej nadal w tobie siedzi, Daniel. - powiedziałam. - Szkoda tylko, że zdążyłam pokochać cię na tyle mocno, by teraz przyjąć taką wiadomość niczym sztylet w plecy. - uśmiechnęłam się, łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Podniósł rękę, chciał je otrzeć, ale zrobiłam krok w tył. - Nie dotykaj mnie. Już nigdy więcej mnie nie dotykaj, Daniel.
- Karina, postąpiłem, jak dupek, ale kocham cię, do jasnej cholery! Żałuję tego z całego serca..
- Twoje oczy mówią lepiej niż usta, które kłamią, Daniel. - wyszeptałam, spoglądając na jego rozczarowaną moim zachowaniem minę. - Zbyt długo i dobrze zdążyłam cię poznać, żeby teraz udawać, że nie widzę w Tobie ulgi spowodowanej jej powrotem..
- Nie, wcale tak nie jest.
- Daniel, kochałeś ją i będziesz kochać. - dodałam, odwracając się na pięcie. Złapał mnie za rękę i zmusił, abym ponownie się do niego odwróciła.
- Nie zostawiaj mnie, Karina.. Jestem głupi, ale naprawdę kocham tylko ciebie i tylko z Tobą chcę być.
- Daj mi spokój, Daniel.. Nie odzywaj się do mnie już nigdy więcej..

*****

Hej, cześć, witajcie! :D
Rozdział pojawił się dopiero dziś, bo miałam czas, żeby zebrać się w sobie i go dokończyć. Stres maturalny już mnie opuścił i zaczęłam myśleć. :D
Jak podoba wam się powrotny rozdział? Happy end ma być, czy nie być? ;>

środa, 20 lutego 2019

Reaktywacja Karinki, Danielka i wesołej spółki?

Cześć, Moi Drodzy!

Tak, to ja - little luck.
I tak - dobrze widzicie - wpis na blogu Karinki i Danielka!

Opowiadanie rozpoczęłam w 2016 roku. Rozdziały pojawiały się bez jakichś większych problemów aż do momentu, gdy zniknęłam. Wiem, że rozegrałam to dość brzydko, bo uciekłam od tak od opowiadania (właściwie postąpiłam tak, jak bardzo nie lubiłam, gdy postępowały tak autorki blogów, które czytałam i były moimi ulubionymi.) Straciłam wenę, pasję, zamiłowanie i przede wszystkim czas oraz czerpanie przyjemności z pisania.

Ten blog był moją ukochaną perełką i ostatnio weszłam na niego, przeczytałam tę historię, Wasze komentarze i.. Mamy 2019 rok, a ja chce się zrehabilitowac i wrócić!

Czy ktoś wciąż jeszcze tu jest? Ktoś czeka? Czyta? Zostawcie odpowiedź w komentarzu, czy to dobry pomysł..

Pozdrawiam Was bardzo cieplutko!
Little luck xx

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

15. Czuję się, jak pchła, którą chcą zabić, a ona krzyczy o pomoc..

Karina

- Nie lubię go. - mruknęła dziewczyna Forfanga, kiedy na ekranie telewizora pojawiła się uśmiechnięta twarz Petera Prevca. - Dziwi mnie to, że w ogóle się uśmiechnął. Zawsze chodzi skrzywiony i naburmuszony, jakby go matka w piwnicy ze szczurami chowała i karmiła karmą dla psów.
- Nie bądź niemiła. - skarciłam ją, podciągając kolana pod brodę i wlepiając wzrok w ekran telewizora, na którym widniała teraz sylwetka jednego z Niemców. Jedyne co mi przeszkadzało w tamtym momencie to chrupanie orzeszków przez Celinę i moją mamę, które w jeden wieczór stały się najlepszymi przyjaciółkami na świecie i wspólnie posyłały docinki pod kątem mnie i Daniela. Jednakże nie mogłam aż tak bardzo narzekać, bo gdyby nie Celina i jej wrodzona nachalność, dzień w dzień siedziałabym w swoim pokoju i umierała z tęsknoty za blondynem. Może wydawać się to głupie, ale ledwie staliśmy się parą, a już mieliśmy za sobą kilkunastodniową rozłąkę, która wcale nie była taka przyjemna dla mojej osoby. Celina od samego początku wpajała mi, że bycie dziewczynką skoczka nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy, lecz z czasem da się do tego przyzwyczaić, ale trzeba ufać swojemu chłopakowi. Czy ja Danielowi ufałam? Ufałam. Przecież ani razu nie dał mi powodu, abym przestała darzyć go zaufaniem. Poza tym, czy można nie ufać osobie, której oczy są tak cholernie niewinne i nie skrzywdziłaby nawet mrówki?
- Przestań w końcu o nim myśleć. - z zamysłu wyrwał mnie głos dziewczyny i orzeszek odbijający się od mojej głowy. - Nie mam bladego pojęcia co tam sobie wyobrażasz, ale jeśli to to, o czym myślę, to będziesz pierwszą kobietą, która zapłodniła się mentalnie.
- Głupota udziela ci się od Johanna? - wywróciłam oczyma, poprawiając kosmyk opadających na czoło włosów.
- Dlaczego jesteś dla niej taka wredna? - zapytała mama. Pięknie! Nie wiedziałam, że zawiązała się między nimi taka zażyłość, by nawet stawać w swojej obronie.
- Nie jestem dla niej wredna, mamo.
- Wcale... - powiedziała cicho, kładąc głowę na ramieniu mojej rodzicielki.
- Swojej matki nie masz? - prychnęłam, rzucając w nią poduszką, którą całkowitym przypadkiem miałam pod ręką.
- Oh, nie lubię cię! Wypchaj się skarpetkami. - fuknęła.
- Tymi, którymi wypchałaś sobie stanik? - obdarzyłam ją pytającym spojrzeniem, a ta pogroziła mi pięścią. Uwielbiałam nasze głupawe sprzeczki, może dlatego, że zawsze w nie wygrywałam..
- Twój Romeo skacze! - wykrzyknęła mama, uderzając mnie z pięści w ramię. No tak, bo przecież byłam z marmuru i straciłam słuch, więc nie obeszłoby się bez tego. Daniel siedział na belce i czekał na znak od Alexa, który miał niezbyt tęgą minę przez warunki panujące na skoczni. Za każdym razem, gdy oglądałam transmisję skoków i widziałam jego chuderlawe ciałko czekające na znak, serce łomotało mi jak szalone. Cholernie się o niego bałam. Chłopak dwa razy musiał schodzić z belki, jednakże za trzecim razem zapaliło się zielone światełko, a szkoleniowiec machnął chorągiewką. Odruchowo zacisnęłam kciuki i myślałam o tym, żeby szczęśliwie wylądował. Chyba zejdzie mi naprawdę sporo czasu, by przyzwyczaić się do bycia dziewczyną skoczka, bo umieram za każdym razem, gdy pomyślę sobie, że skoki nie były, nie są i nie będą podobne do gry w szachy.
- Słaby ten telemark. - skwitowała Celina, kręcąc głową.
- Faktycznie niezbyt mu się udał. - przytaknęła mama. - Na twoim miejscu porządnie bym go za to ukarała. - wypaliła, wymieniając znaczące spojrzenia z brunetką, po czym obie wybuchnęły śmiechem. Boże, daj mi siłę, by nie pójść do kuchni i nie wsadzić głowy do piekarnika..
Daniel

- Aniołku, czy bardzo cię bolało, jak spadłeś z nieba? - Fannemel czule głaskał leżącego u niego na kolanach Joachima.
- Sugerujesz mi, że jestem przystojny? Ja to wiem!
- Staram się ogarnąć, co takiego stało się z twoją twarzą... - powiedział, klepiąc go z całej siły w policzek. Cały bus zaniósł się przeraźliwym wrzaskiem Norwega, a biedny trener z przestrachu wylał na siebie całą herbatkę z termosu, którą zdążył zaparzyć jeszcze w Willingen. Fannemel i Hauer mieli przynajmniej szczęście, że trener nie założył koszuli od żony i garniturowych spodni, bo urządziłby im istną jesień średniowiecza. Mogłem przyznać, że znałem to z autopsji. Kiedyś przeze mnie wylał na siebie całą zawartość soku porzeczkowego i skończyło się to dla mnie niezbyt przyjemnie i pozostawiło to poważny uszczerbek na mojej psychice.
- Jak chcesz sobie poklepać, to znajdź dziewczynę! - oburzył się, zabierając z sąsiedniego fotela swoją bluzę i dosiał się do śpiącego Stjernena.
- Ostatnimi czasy masz chyba jakiś pociąg do facetów. - stwierdził Gangnes. - Nie żebym sugerował ci homoseksualizm, ale to dziwne...
- Bo poklepałem Hauerka w policzek to już muszę być gejem? - tym razem to Fannemel udał oburzoną panienkę z wyższych sfer.
- Wczoraj powiedziałeś, że mam fajny tyłek w kombinezonie. - wtrąciłem.
- Ejejej... to nie jest pedalskie. - Forfang stanął w obronie obrażonego Fannisa. - Nawet ja mogę ci powiedzieć, że masz fajny tyłek w kombinezonie, bo faktycznie tak jest. - powiedział. Jakoś nie zastanawiało mnie nigdy, jak czuje się facet, którego ocenia osoba tej samej płci, ale w danym momencie czułem się cholernie zdezorientowany i zaskoczony.
- Czyli Celina to przykrywka?
- Nie! W stu procentach jestem heteroseksualny, ale każdy przyzna, że tyłek Daniela fajnie wygląda w kombinezonie. - wyjaśnił. Boże, bardziej głupio to raczej w życiu mi nie było. Wsparłem głowę na dwóch palcach i patrzyłem na swojego przyjaciela, który wdał się w dyskusję z Kennethem. Chwilę później sięgnąłem po telefon do kieszeni jeansów, by sprawdzić godzinę. Uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc na zdjęcie brunetki, które widniało na mojej tapecie. Tak bardzo się za nią stęskniłem, że jedyne o czym teraz marzyłem to już nie ciepła kąpiel, laptop i moje łóżko, a przytulenie się do niej, pocałowanie i cieszenie się, że jest obok.
- Daniel nie jest i nie będzie gejem! - wrzasnął oburzony Hauer, czym wyrwał mnie z zamysłu. - To ty masz problem ze swoją orientacją, bo nie ma dnia ani godziny, żebyś nie otarł się o któregoś z nas. Już nie pamiętasz, jak wczoraj głaskałeś mnie po udzie, gdy jedliśmy kolację?
- Ręka mi poleciała!
- To jak wyjaśnisz nam to, że ostatnio mówiłeś przez sen 'przeleć mnie, Andreas"? - zagadnąłem. - Nie wspomnę o tym, że wtedy pół dnia spędziłeś z Wellingerem..
- Odczep się od Andreasa!
- Anders, jeśli lubisz chłopców, to wiedz, że nie musisz się przy nas ukrywać. - wtrącił Johann.
- Czuję się, jak pchła, którą chcą zabić, a ona krzyczy o pomoc.. - westchnął, kręcąc smutno głową i założył słuchawki, po czym wlepił wzrok w szybę. Chwilę jeszcze pogadaliśmy z chłopakami o ostatnich konkursach, zbliżających się Mistrzostwach i innych głupotach, a potem każdy z nas odciął się od świata poprzez założenie słuchawek. Oparłem się wygodnie i zagłówek i przymknąłem oczy. W mojej głowie od razu pojawiły się myśli o ciężarnej kuzynce i niczego nieświadomym Phillipie. Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Nawet wiecznie pomysłowy Johann nie wpadł na nic sensownego i to było najgorsze. Z jednej strony nie miałem pewności, że ojcem dziecka Agathy może być Phill, ale z drugiej wszystko idealnie pasowało. Nawet nie wiem kiedy, ale zasnąłem przy dźwiękach jednej z piosenek

- Dołożyć ci? - spojrzałem kątem oka na uśmiechającą się i mierzącą mnie wzrokiem siostrę. Pokręciłem przecząco głową, po czym opróżniłem szklankę z wody mineralnej i odruchowo wytarłem usta dłonią. Cholerny nawyk, którego chciałbym się pozbyć, a nie mogę. - Przy Karinie tego nie rób, bo weźmie cię za świnię. - powiedziała.
- Zapamiętam tę cenną radę, siostro. - odparłem, odstawiając brudny talerz i szklankę do zlewu. - Dobra, zbieram się. Nie chcesz nigdzie podjechać?
- Od kiedy mnie o to pytasz?
- Wolę się upewnić, żebyś potem znowu nie marudziła, że jestem nieczuły i mam serce z kamienia. - wywróciłem oczyma, zakładając kurtkę.
- Pytasz mnie tylko dlatego, bo trzeba zatankować samochód, prawda?
- To ja lecę. - powiedziałem po chwili ciszy. Chciałem grzecznie ucałować siostrę w policzek na pożegnanie, ale jedyne na co mogłem liczyć to wymierzenie pięści w moją klatkę piersiową. Wytknąłem blondynce język, po czym zabrałem kluczyki od auta z komody i wyszedłem z domu. Chodnik był tak oblodzony, że prawie straciłem na nim życie! Rozumiałem, że dla mamy i sióstr to nieodpowiednie zajęcie, ale w domu był jeszcze brat i ojciec, którzy mogli ruszyć tyłek sprzed telewizora i posypać to chociażby piaskiem. Z tym, że im to niepotrzebne, bo po co? Ale gdybym zabrał się za to sam, to cieszyliby się i mówili, że dobrze zrobiłem. Po pięciu minutach drogi zaparkowałem pod najbliższą kwiaciarnią. Opuściłem nagrzany samochód i już po chwili byłem w środku lokalu. Za ladą stała około czterdziestoletnia kobieta, lewy róg pomieszczenia okupowała kobieta z podobnym przedziałem wiekowym.
- Pomóc w czymś? - zagadnęła, wychodząc zza lasy i podchodząc do mnie.
- Róże. Czerwone. - powiedziałem, lustrując owe kwiaty wzrokiem.
- Wygląda pan na zdenerwowanego... Czyżby oświadczyny? - zaśmiała się, sięgając po jakieś ozdoby.
- Nie. - odparłem, siląc się na uśmiech. - Jest różnica pomiędzy tymi a tymi?
- Te są bardziej oficjalne, przynajmniej tak mówią. - odpowiedziała, wskazując na czerwone kwiaty. - A te są nieznacznie do nich podobne, ale kliencie kupują je z większym luzem. - ponownie się zaśmiała, pokazując na herbaciane róże.
- To niech będą te. - powiedziałem.
Kobiecie chwilę zeszło się z ułożeniem kwiatów. Oparłem się lewą ręką o blat lady, a wtedy moje spojrzenie padło na osobę poruszającą się na zapleczu. Wydawało mi się, że skądś ją znam, ale z drugiej strony - nie miałem żadnej znajomej, która miałaby rude włosy. Z zamysłu wyrwał mnie głos ekspedientki, która oznajmiła, że bukiet gotowy i powiedziała ile się za niego należy. Zapłaciłem, schowałem portfel do kieszeni w kurtce, sięgnąłem po leżący bukiet i obróciłem się na pięcie. Cholera, dałbym sobie rękę uciąć, że znałem tę dziewczynę. Całą drogę dwoiłem się i troiłem, kto to mógł być, ale nic nie udało mi się wymyślić. Dziesięć minut później pukałem do drzwi domu Kariny. Nie mogłem się doczekać aż w końcu ją zobaczę i planowałem rzucić się na nią już w drzwiach, ale powstrzymało mnie to, że w progu nie zobaczyłem dziewczyny, a jej mamę. Przywitałem się z kobietą, która wpuściła mnie do środka, rozebrałem się i natychmiastowo pognałem na górę. Muzyka w jej pokoju grała na tyle głośno, że pukanie poszłoby na marne, więc nacisnąłem klamkę, otworzyłem drzwi i ujrzałem ją stojącą przy szafie w samych jeansach i staniku. Mimowolnie przygryzłem wargę, po czym cicho wszedłem do pomieszczenia, położyłem róże na biurku i stanąłem za nią, obejmując ją w pasie.
- Jezu! - wrzasnęła, chcąc wyrwać się z mojego uścisku. - Kretynie, nie robi się takiego czegoś!
- Ja też się stęskniłem, skarbie. - powiedziałem słodkim głosikiem i cmoknąłem ją w policzek.
- Weź te ręce! W lodówce je trzymasz?
- Gdybyś nie wiedziała to na dworze jest siedemnaście stopni na minusie...
- No weź te ręce, chcę się ubrać. - mruknęła głosem naburmuszonej dziewczynki i starała się rozerwać moje zaciśnięte dłonie, ale nie miała na tyle siły.
- Mi tam się podoba. - powiedziałem cicho, składając pocałunek na jej karku. Nie odpowiedziała, więc pozwoliłem sobie na jeszcze jeden taki gest. Obsypywałem jej szyję pocałunkami, a ona w pewnym momencie odchyliła głowę w tył, dając mi większe pole do popisu. W tamtej chwili miałem ochotę rzucić ją na łóżko i...
- Herbatkę wam przyniosłam. - cały nastrój szlag jasny trafił, kiedy do pokoju wparowała mama dziewczyny z dwoma kubkami ciepłej cieczy. - Będzie kara za ten telemark? - poruszała zabawnie brwiami, patrząc na swoją córkę, która z niedowierzaniem pokręciła głową. - Zabieram Karla na zakupy, więc nie przeszkadzajcie sobie. - posłała w naszą stronę buziaka i zniknęła za drzwiami.
- Jaka kara za telemark? - zapytałem.
- Mama za dużo czasu spędziła wczoraj z Celiną, nieważne. - odparła, otwierając drzwiczki od szafki. - Czemu patrzysz na mnie wzrokiem pedofila? - zaśmiała się, patrząc na mnie kątem oka.
- Bo może nim jestem? Bo może obmyślam teraz w swojej głowie plan zaciągnięcia cię do ciasnego pomieszczenia? Bo może zakochałaś się w mojej powłoce, a wnętrze jest zupełnie inne? - zagadnąłem.
- Potrzebujesz do tego ciasnego pomieszczenia? - dziewczyna zamknęła otwartą szafkę, po czym oplotła dłońmi mój kark i musnęła moje usta.
- Niby nie, ale może chociaż tam twoja mama by nam nie przeszkodziła. - odparłem. - Chociaż teraz jej nie będzie... - poruszałem brwiami, a dziewczyna cicho zachichotała.
- I co w związku z tym, że jej nie będzie?
W odpowiedzi musnąłem jej usta, po czym wpiłem się w nie. Nie umiem powiedzieć, które z nas całowało zachłanniej. Dziewczyna podciągnęła skrawek mojej koszulki ku górze, formalnością było pozbycie się jej. Przejechała paznokciami po klatce piersiowej, wywołując u mnie przyjemny ból. Ponownie wpiłem się w jej usta, następnie podnosząc ją i kładąc na łóżku. Pomimo tego, że i tak zostaliśmy sami w domu, wolałem się zabezpieczyć i zakluczyłem drzwi, po czym ponownie znalazłem się nad dziewczyną i kontynuowałem pocałunek...

- Kocham cię. - powiedziała cicho, składając pocałunek na moim torsie.
- Muszę ci coś powiedzieć... - wysiliłem się na poważny ton głosu. Dziewczyna natychmiastowo podniosła głowę i popatrzyła na mnie z pytajnikami w oczach. - Ale obiecaj, że nie zmieni to niczego między nami, dobrze? - widziałem coraz większy strach w brązowych tęczówkach. - Skarbie, wiedz, że nie chciałem...
- Daniel, do rzeczy.
- Ja ciebie kocham bardziej. - zaśmiałem się, odgarniając z jej czoła niesforny kosmyk włosów.
- Jesteś kretynem. - pokręciła głową, którą po chwili ponownie położyła na mojej klatce piersiowej.
- Dopiero mówiłaś, że mnie kochasz. - posmutniałem.
- Dopiero zachowywałeś się jak napaleniec, a teraz zgrywasz słodziaka.
- Tęskniłem za twoimi docinkami, wiesz?
- A za mną już nie? - uniosła lewą brew do góry, uśmiechając się szeroko. Milczałem, lustrując jej twarz. Była taka piękna... - Czekam na odpowiedź. - pstryknęła mnie palcem w nos. W odpowiedzi skradłem jej namiętnego całusa, a potem mocno się do niej przytuliłem. Może to dziwne, ale przy niej czułem się jak przy żadnej innej dziewczynie. Miałem ją obok siebie i jedyne czego chciałem to móc cieszyć się na jej widok każdego dnia, aż do końca życia.
- Mogę dziś spać u ciebie? - zapytałem cicho. Dziewczyna delikatnie przeczesywała palcami moje włosy.
- Pewnie, że tak. Łóżko jest duże to się pomieścimy... a chociaż...
- Sugerujesz coś?
- Nie no gdzie...
- Tak wiem, że mam dużą dupę. - westchnąłem, wytykając język w jej stronę.
- Ty to powiedziałeś.
- A ty tak pomyślałaś.
- Z grzeczności nie zaprzeczę... - powiedziała z udawaną powagą, po czym wybuchnęła śmiechem.
- Jezu, jak ja cię nie lubię! - warknąłem, rzucając się na nią, by zaserwować jej porządną dawkę łaskotek.

Karina

Było około dwudziestej trzydzieści, gdy wraz z Johannem, Celiną i Phillipem siedzieliśmy w jednej z pizzerii. Miałam dziwne wrażenie, że Johann i Daniel traktują Phillipa z dziwną ostrożnością, jakby bali się, że zaraz powiedzą coś, co będzie nie na miejscu. Być może tylko mi się wydawało, ale zapisałam na mojej mentalnej liście rzeczy do zrobienia, że przy najbliższej okazji zapytam Daniela o powód ich dziwnego zachowania.
- Nie rozumiem kobiet, które są tak cholernie wredne. - westchnął w pewnym momencie brunet.
- Znowu jakaś laska skorzystała z twoich usług i zamiast pliku sporej kasy dostałeś parę kaloszy? - zagadnęłam, odstawiając szklankę z sokiem na blat stolika.
- Mówię ogólnie. - odparł. - Przecież chłopak takiej laski ma totalnie przerąbane!
- Danielek jeszcze sobie jakoś radzi. - parsknęła Celina, a Daniel uśmiechnął się łobuzersko, patrząc na mnie. - Co jak co, ale prócz ślicznej buźki i inteligentnej główki, masz zadatki na cholerną zołzę.
- Wredota. - mruknął Johann, szturchając mnie łokciem w bok.
- Idź sobie zwal. - westchnęłam po chwili.
- Dosłownie? - poruszał zabawnie brwiami.
- Najlepiej worek cementu na łeb.
- Ej... - oburzył się. - A już miałem mówić, że Danielowi trafiła się panienka idealna..
- No a nie? Zawsze mogłam zaproponować ci zrzucenie sobie na głowę kilku pustaków, ale przecież ciągnie swój do swego i nic ci nie zrobią. - przyjemnie było patrzeć, jak z rozradowanej mordki Johanna schodzi uśmiech, a pojawia się grymas i oburzenie na cały świat. Chłopak wstał od stolika, rzucił niezbyt wyraźny tekst, z którego wywnioskowałam jedynie tyle, że woła Daniela, po czym poruszał tyłkiem i odszedł.
- Chcecie jeszcze sok? - zapytał rozbawiony Daniel, patrząc na mnie i dziewczynę Forfanga. Obie skinęłyśmy twierdząco głową. Minęło trzy minuty, gdy powrócił Johann z lepszym humorem i poczochrał mi włosy, siadając na swoim miejscu. Odruchowo rozejrzałam się po lokalu, ale po chwili zaczęłam tego żałować, bowiem zobaczyłam jak Daniel świetnie bawi się w towarzystwie jakiejś dziewczyny. Nie zwracałam uwagi na to, co mówił do mnie Johann. W każdym bądź razie, po chwili wszyscy patrzyliśmy w tamtą stronę, a jedyne co zabrzmiało w moich uszach echem to głos Celiny, gdy powiedziała "przecież to Ingrid"...

____________________________
Cześć Wam!
Drogie gimnazjalistki, jak czujecie się po dzisiejszym dniu? Szczerze przyznam, że udupiłam historię ( wybaczcie za słownictwo ), z WOSu jestem dumna, a charakterystyka chyba będzie mi się śnić przez kilka najbliższych nocy. :D

Wracając tu - jak Wam się podoba? Nie jest idealnie, wiem. Za błędy także przepraszam, ale chciałam to dodać, by z czystym sumieniem zabrać się za naukę do jutrzejszego dnia.
Przepraszam za nieobecność na Waszych blogach, ale postaram się jeszcze w tym tygodniu wszystko nadrobić! :))

Miłego czytania!
Buziaki. ;* 

niedziela, 20 marca 2016

14. Co jest takiego ważnego, że nie dajesz mi w spokoju delektować się karpiem z teściami?

Daniel

Oparłem się o framugę drzwi, patrząc na Karinę, która była duszona przez swojego brata i moich młodszych kuzynów. Uśmiech sam cisnął się na usta, gdy niemo wołała o pomoc, ale sama była sobie winna. Nie zmuszałem jej do grania z nimi w kalambury, a tym bardziej do oszukiwania ich. Może i mieli poniżej dziesięciu lat, ale nie byli na tyle głupi, by wierzyć, że brunetka cały czas gra fair. Usiadłem nieopodal owej czwórki, nonszalancko zakładając nogę na nogę. Tyle dobrego, że oficjalna część wieczoru minęła i mogłem pozbyć się marynarki i cisnącej ozdoby pod szyją, bo chyba bym zwariował. Poczułem przyjemne ciepło na sercu oraz radość ogarniającą całe moje ciało, kiedy uświadomiłem sobie, że duszona przez bandę wściekłych dzieciaków dziewczyna, to moja dziewczyna.
- Blondasku, słuchasz mnie? - oderwałem się od patrzenia na dziewczynę, czując delikatnie wbijające się palce w moje żebra. - Myślałam, że pogadamy chociaż chwilkę, ale chyba się pomyliłam. - powiedziała szatynka. Uchwyciłem moment, kiedy Karina spojrzała badawczo na naszą dwójkę, a przez jej twarz przemknął cień złości i nieufności. Czyżby minimalna zazdrość wzięła na nią górę, czy postawiłem złą diagnozę?
- Oczywiście, że pogadamy. - uśmiechnąłem się pokrzepiająco do kuzynki. - Co u ciebie? Jak tam na studiach?
- Przerwane. - mruknęła. - Kilka niespodziewanych wydarzeń zaszło w moim życiu przez ostatnich kilka miesięcy i postanowiłam przerwać studia. Może kiedyś na nie powrócę, ale na razie myślę o czymś innym.
- Przecież ty od zawsze chciałaś studiować wychowanie fizyczne, więc co się takiego stało?
- Ekhem. - chrząknęła wymownie, kładąc prawą dłoń na swoim brzuchu. Początkowo nie wiedziałem o co może jej chodzić, ale po krótkiej chwili dotarło do mnie, co ten gest ma oznaczać. Moja mina w tamtym momencie musiała być przekomiczna, ale w życiu nie spodziewałbym się, że jedna z moich najseksowniejszych kuzynek zajdzie w ciążę! Myślałem, że nie była tak głupia i się zabezpieczała. Wprawdzie od zawsze trwałem z nią w zażyłych oraz dobrych relacjach i miałem ją za rozsądną dziewczynę, nie mylić z tym, że to ja miałem cokolwiek wspólnego z jej wybrzuszeniem!
- Zamknij buzię, bo ci mucha wleci. - poczułem nieznaczny ciężar Kariny na swoich kolanach oraz jej dłoń na swoim podbródku. - Przeszkodziłam w rozmowie?
- Nie. - Agatha posłała przyjemny uśmiech w stronę mojej dziewczyny. Moja dziewczyna.
- Jesteś w ciąży? - zagadnęła brunetka, spoglądając na brzuch mojej kuzynki. Czyli to było jednak widać, a ja powinienem był skorzystać z pomocy dobrego okulisty? - Który to miesiąc?
- Piąty. - odparła.
Nie wiedzieć czemu, ale w jednej chwili oblała mnie fala gorąca, a w głowie pojawiła się tylko jedna myśl. Może zgłupiałem, ale scenariusz zrodzony w mojej głowie idealnie pasował do sytuacji. Tylko czy to mogłoby stać się wtedy? I czy na pewno z tą osobą, o której pomyślałem? Przeprosiłem Karinę z moich kolan pod pretekstem wyjścia do toalety. Tam też się udałem, ale tuż po zakluczeniu drzwi, sięgnąłem do kieszeni spodni po telefon. Usiadłem na brzegu wanny, trzymając urządzenie przy lewym uchu i wsłuchiwałem się w sygnał. Jeden, drugi, trzeci. Kiedy miałem rezygnować z połączenia, w słuchawce odezwał się głos przyjaciela.
- Co jest takiego ważnego, że nie dajesz mi w spokoju delektować się karpiem z teściami?
- Pamiętasz swoje urodziny?
- A które? Bo od dwudziestu lat je obchodzę i każde wyglądają inaczej. - zachichotał, a ja miałem ochotę strzelić go w tył głowy.
- Te, które były pięć miesięcy temu. - mimowolnie wywróciłem oczami.
- Stary, jest wigilia i ludzie mają miliony innych zajęć, a ciebie wzięło na rozpamiętywanie moich zeszłych urodzin? - zapytał. - Ja wiem, że wtedy tak zmoczyłeś ryja, że ledwo co pamiętasz, ale poczekaj do lipca i będzie powtórka z rozrywki.
- Pamiętasz Agathę? - zadałem kolejne pytanie, zupełnie nie odnosząc się do jego wcześniejszej wypowiedzi. Faktycznie głupio to trochę wyglądało, ale nie usiedziałbym na miejscu, gdybym do niego nie zadzwonił w tej sprawie.
- Kogo? - dałbym sobie rękę uciąć, że w danym momencie zrobił minę typu "widzę krowę przebraną za motylka" i podrapał się po czubku głowy.
- Seksowna szatynka, która zrobiła furorę na twoich urodzinach. - wyjaśniłem.
- Zgrabne nóżki, pełne usta? Oczywiście, że pamiętam! Celina tak mnie przez nią wypucowała parasolką, że dwa tygodnie mi guzy z głowy nie schodziły. - zaśmiałem się na wspomnienie o tym, jak dziewczyna Forfanga biegała za nim po całym salonie z parasolką w ręku, bo rozmawiał z moją kuzynką i rzekomo ślinił się na jej widok. - To ta twoja kuzynka, tak? Co z nią?
- Jest w ciąży.
- Gratuluję, ale dzwonisz po to, żeby mi o tym powiedzieć? Czyżbym to ja był szczęśliwym zalewaczem jej fundamentów i o tym nie pamiętam? - parsknął śmiechem. - Mogę już w spokoju iść dokończyć swoją rybkę?
- Pamiętasz, jak każdy wtedy plotkował, że zrobiła to z Phillipem? - wydusiłem z siebie, a po drugiej stronie nastała cisza. Aż odsunąłem telefon od ucha, by zobaczyć czy Forfang nie zakończył połączenia, ale ono wciąż trwało.
- Chyba nie myślisz, że...
- Nie wiem co myśleć. - westchnąłem. - Nie będę ci już zawracał głowy. Pogadamy o tym przy okazji. Cześć. - zakończyłem połączenie, gdy Norweg również się pożegnał i schowałem telefon. Cholera, jeśli to prawda...

- Oczywiście, że nie ma problemu, abyście zostali u nas na noc! - wykrzyknęła moja mama, obejmując mamę brunetki. - Oboje z Karlem możecie spać w pokoju gościnnym, bo są tam dwie sofy, a Karina...
- Karina będzie spała ze mną. - powiedziałem, obejmując dziewczynę i składając pocałunek na jej skroni.
- Tylko grzecznie tam. Nie śpieszno nam do bycia dziadkami. - wtrącił przechodzący obok tato.
- Ale gdybyś chciał to w szufladzie powinny być jeszcze...
- Mamo...
Co takiego zrobiłem, że własna matka w danym momencie  miała mnie za prestiżowego ruchacza? Miałem wypisane to na twarzy, czy kiedyś zobaczyła przypadkiem historię wyszukiwania w moim laptopie? Szczerze powiedziawszy, wzdrygnąłem się na samą myśl. Cholera, tak dawno jej nie usuwałem, że chyba najwyższa pora by to zrobić!
- O czym tak intensywnie myślisz? - zapytała brunetka, gdy znaleźliśmy się już w moim pokoju. - Odkąd rozmawiałeś z Agathą, chodzisz jakiś zamyślony. Coś nie tak?
- Wszystko dobrze. - powiedziałem, rozpinając trzy pierwsze guziczki od koszuli i usiadłem na brzegu łóżka, przyciągając do siebie dziewczynę. Nie pytałem, po prostu wtuliłem się w nią i marzyłem, by zostać w takiej pozycji już na wieczność. - Wiesz co jest najlepsze? - zadałem jej pytanie, spoglądając w ciemne tęczówki.
- Nie mam zielonego pojęcia...
- Że jesteś teraz tylko moja i jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Musnąłem delikatnie jej wargi. Naprawdę cieszyłem się z tego, że w końcu dałem radę opuścić powłokę niepoprawnego wstydziocha i wyznałem swoje uczucia. Była moja i tylko moja.
- Nie oddam cię nikomu, wiesz? - szepnąłem wprost do jej ucha, a ta melodyjnie zaśmiała się pod nosem. - Czy ty się ze mnie śmiejesz, panienko?
- Nie no gdzie, wydaje ci się!
- Czyżby? - popatrzyłem na nią pytająco, a ta wybuchnęła śmiechem. - Masz szczęście, że jestem na tyle zmęczony i nie dam rady ci nic zrobić, bo nie byłoby ci tak wesoło.
- Groźby podchodzą pod paragraf, wiesz o tym?
- Ja ci nie grożę, skarbie. - odparłem, ponownie muskając jej delikatne usta. - Ja po prostu ostrzegam. - ponownie chciałem połączyć nasze usta, lecz wstała z moich kolan i poprawiła sukienkę. Obserwowałem, jak niepewnie odkręca się na pięcie i podchodzi do szafki, z której wyjęła sobie moją koszulkę. Może to głupie, ale czułem się tym usatysfakcjonowany, bo moja dziewczyna bez żadnych pytań pozwoliła sobie na wzięcie mojej koszulki. Głupie? Może i głupie, ale czego spodziewać się po człowieku, który żyje z Johannem.
- W czymś muszę spać. - wyjaśniła, choć wcale tego nie oczekiwałem. - Idę się przebrać. - zakomunikowała, po czym opuściła mój pokój. Uśmiechnąłem się pod nosem, wstając z zajmowanego miejsca, by rozpiąć koszulę do końca i rzuciłem ją na stojące krzesło biurowe. Następnie pozbyłem się spodni, które po dzisiejszym wieczorze stały się nieco przymałe, i zamieniłem ja na o wiele wygodniejsze dresy. Pościeliłem jeszcze łóżko i wsunąłem się pod kołdrę, podkładając poduszkę pod twarz i przymknąłem oczy. Musiałem przysnąć, bo nawet nie wiedziałem kiedy brunetka dołączyła do mnie.
- Śpij. - szepnęła, składając buziaka na moim policzku.
- A mogę się przytulić?
- Chodź tu.
Ułożyłem się wygodnie tuż obok niej, przekładając dłoń przez jej brzuch. Ona sama objęła mnie rękoma i ucałowała w czubek głowy. Byłem tak wykończony tym dniem, że wystarczyło mi tylko zamknąć oczy. Świadomość tego, że miałem przy sobie najcudowniejszą osobę na świecie, wywoływała uśmiech na mojej twarzy, z którym dość szybko zasnąłem.

*28.12.2015*

- Masz być grzeczny. - zaśmiała się, wypuszczając mnie ze swoich objęć. - Zero chodzenia na dziwki, zero palenia, picia i masturbowania się pod prysznicem. Zrozumiano?
- Na to ostatnie już mogłaś mi pozwolić! - oburzyłem się. - Ty możesz, a ja nie?
- Karinka! Masturbujesz się pod prysznicem? - obok nas pojawił się rozanielony Johann. Chyba ktoś tu miał udaną poświąteczną noc, bo gdyby miał skrzydełka to już odleciałby w nieznane przestworza. - Daniel to rozumiem, bo to niewyżyta małpa, ale ty? Karinka, co z tobą nie tak? - objął ją ramieniem, na co zareagowałem chrząknięciem, które nic nie dało. Spróbowałem tak ze trzy razy, ale ta dwójka nic sobie z tego nie robiła. - Kuźwa, dusisz się?
- Nie pozwalaj sobie na takie czułości. - mruknąłem, strzelając go w rękę, po czym sam objąłem swoją dziewczynę i ucałowałem jej skroń.
- Idę do chłopaków. - powiedział i już go nie było.
- Będę tęsknić. - westchnęła, smutno na mnie spoglądając.
- A wiesz, że to nie jest mój pierwszy i ostatni wyjazd tego typu? - oparłem swoje czoło o jej i zamknąłem ją w uścisku.
- Zdaję sobie z tego sprawę...
- Skarbie, uszka do góry. - kciukiem pogładziłem jej policzek, na co przymknęła oczy.
- Uważaj na siebie, dobrze?
- Nie muszę na siebie uważać, bo wiem, że i tak nic mi nie będzie. - zaśmiałem się. Zgromiła mnie spojrzeniem, smutnym co prawda, ale miałem świadomość, że nie spodobało jej się to, co powiedziałem chwilę temu. - Dobrze, będę uważał, bo mam teraz dla kogo żyć.
- Dla kogo?
- Dla ciebie, głuptasie. - szepnąłem. - Uśmiechnij się choć troszkę, bo i mi zaraz będzie smutno. - wygiąłem usta w podkówkę. Uniosła nieznacznie kąciki ust ku górze, po czym ponownie się we mnie wtuliła. Miałem ochotę pójść do trenera i powiedzieć mu, że nigdzie nie jadę. Nie chciałem jej zostawiać na tyle czasu. Dopiero co staliśmy się parą, a już czekała nas kilkunastodniowa rozłąka. Starałem się o tym nie myśleć, ale już za nią tęskniłem i dawało się to mi we znaki, a co mówić o jutrze lub jeszcze kolejnym dniu.
- Zmykaj już. - odsunęła się ode mnie, całując mnie przelotnie w policzek.
- A ładne słowo?
- Zmykaj już, bo się spóźnisz, gamoniu.
- Phi! - wytknąłem jej język. - Też cię bardzo kocham.
- Kocham cię. - westchnęła, złączając nasze usta w czułym pocałunku.
Chwilę później ciągnąłem już swoją walizkę, idąc w stronę chłopaków. Nie dziwiła mnie panująca między nimi cisza, bo każdy z nich siedział w swoim telefonie i było to już normą. Jedynie Hauer dyskutował o czymś z Gangnesem, ale jak się okazało chwilę później - nagrywał filmik, który mogłem obejrzeć na snapchacie. Usiadłem na wolnym miejscu i nasunąłem czapkę na twarz. Jedyne o czym teraz marzyłem to przytulić się do Kariny i cieszyć się jej obecnością lub zasnąć, ale wiedziałem, że to niemożliwe. Byłem zakochany jak głupi kundel, ale musiałem się opanować, bo czekało na mnie kilka pracowitych dni i nie chciałem zawieść samego siebie, ale i trenera oraz reszty chłopaków z kadry.

- To może teraz mi wyjaśnisz ten dziwny telefon w wigilię? - zagadnął siedzący obok Johann. Byliśmy jedynymi żyjącymi istotami w tym samolocie, bo reszta odsypiała nieprzespaną noc. - Próbowałem trochę ogarnąć to, co mi wtedy powiedziałeś, ale nie trzyma mi się to kupy. Wątpię, żeby ciąża tej całej Agathy była sprawką Phillipa...
- Uważasz, że nie dałby rady zapłodnić kobiety? - zaśmiałem się, upijając łyka wody z butelki.
- A kto go tam wie. - wzruszył ramionami. - Chodziło mi o to, że szybkie, przypadkowe numerki to nie jego bajka.
- Wtedy był pijany. - wtrąciłem.
- No niby fakt, ale prędzej po tobie bym się spodziewał, że zamoczysz w pierwszej lepszej i zalejesz fundamenty.
- Nie było ze mną tak źle, ale dzięki, że we mnie wierzysz.
- Stary, byłeś taki pijany, że całowałeś ramkę ze zdjęciem mojej babci... to ohydne. - wykrzywił usta w geście grymasu. - Podpity człowiek jeszcze by się zastanowił, ale ty byłeś przepity!
- Mieliśmy rozmawiać o Phillipie, a nie o mnie.
Szatyn oparł się wygodnie o oparcie i założył nogę na nogę. Nastała między nami cisza, której nie miałem zamiaru przerywać, bo po minie Johanna widziałem, że za chwilę wyjedzie z czymś, na co bym nie wpadł. I chyba powinienem rzucić skoki, a zająć się przewidywaniem przyszłości, bo już po chwili...
- Kuźwa, to ideał Phillipa! - ryknął, prostując się gwałtownie, jakby w oparciu jego fotela nagle pojawił się jeż. - Pamiętasz, jak żalił się, że nie może znaleźć sobie dziewczyny? Jak kazałem zrobić mu listę charakteru i wyglądu? - przytaknąłem. - Szatynka, seksowna, pełne usta, zgrabne nogi, szczupła, fajne piersi... To wszystko pasuje do Agathy! To jest jego ideał.
- A co to ma do tego?
- Jeśli zrobił jej dzieciaka, to jest w niebie. - poruszał brwiami, a ja kompletnie nic nie rozumiałem z toku jego rozumowania. - Jeśli Agatha jest z nim w ciąży, to wystarczy, że będzie się starał i pomagał jej przy dziecku, a zatańczymy na jego ślubie. - wyszczerzył się niczym Freund po zgarnięciu Kryształowej Kuli w zeszłym sezonie.
- Nie mamy pewności, że to jego dziecko. - westchnąłem. - Ja tylko podejrzewam, a przecież...
- Zawsze jak coś podejrzewasz, to potem tak jest. Jak dzieciak urodzi się murzynem, to na bank jest to dzieło Phillipka!
- A jak będzie chińczykiem?
- A to wtedy zrobi się badania na ojcostwo. - odparł. - Być może jakiś plemnik się zbuntował i wyszło inaczej niż miało wyjść, więc trzeba to sprawdzić! Chyba nie dopuścimy do tego, żeby nasz murzynek żył w nieświadomości, że ma dziecko, nie?
- Mogłem ci o niczym nie mówić, bo zaczynasz mnie przerażać...
- Ale powiedziałeś i bardzo ci za to dziękuję. - w jednej chwili moja głowa znalazła się w jego uścisku i poczułem jak czochra mi włosy. - Danielek, będziemy wujkami!

___________________________________
Cześć! :D
Eh, wiem, że dawno tu nic się nie pojawiło i powinnam się wytłumaczyć z tego niczym na spowiedzi, ale powiem krótko i treściwie - pogubiłam się w tej historii i dopiero dziś rano ( 6:40 dokładnie) dostałam przebłysku i udało się napisać to, co widnieje wyżej. :)
Nie wieszajcie na mnie psów za ten rozdział, uznajmy, że to przejściówka do tego, co będzie dalej. Może tak być? ^^

Czy Wam też jest tak smutno, że sezon 2015/16 się skończył? Ciężko mi się będzie przestawić na weekend bez skoczków, bez głosów najcudowniejszych komentatorów pod słońcem oraz bez wszechwiedzącego pana Kota i Kurzajewskiego. :/
A przede wszystkim łezka się w oku kręci, gdy pomyślę sobie, że dzisiaj po raz ostatni widziałam trenera Kruczka z naszymi chłopakami w Pucharze Świata... Szczerze - lubiłam tego faceta i pomimo tego, że coś się sypnęło i nic nie szło do przodu w tym sezonie oraz poprzednim, jest dla mnie kimś wielkim, bo były chwile, gdy chłopcy pokazywali owoce pracy z nim. :))

Dobra, kończę sentencje na dzisiaj...

Miłego wieczoru z czytaniem tego czegoś!
Ps. jutrzejszy dzień zapowiada tylko trzydniowe chodzenie do szkoły, Was też to cieszy, czy ze mną coś jest nie tak? :D

Buziaki! ;*

sobota, 27 lutego 2016

13. Jesteś moją pierwszą myślą po przebudzeniu i przed snem.

Karina

- Maaaaamo. - zawyłam błagalnie, siadając obok mamy na kanapie. Kobieta pracowała nad jakimiś statystykami do swojej pracy, ale przymknęła laptopa, kiedy oparłam głowę o jej ramię. Od samego rana wyglądałam, jakbym nagle straciła sens do życia i nie wiedziała co jeszcze robię na ziemi. W brzuchu skręcało mnie na samą myśl o wspólnym wieczorze z rodziną Daniela. Nawet zaczęłam kombinować nad planem awaryjnym, który uratowałby mnie przed zagładą, ale miałabym później na sumieniu rodziców Daniela, którzy nie wybaczyliby mi nieobecności ich syna na rodzinnych świętach. Zbyt dobrze znałam tego chłopaka, aby wierzyć, że nie spełniłby swoich gróźb i nie zjawił się pod moimi drzwiami zamiast spędzać wieczór z najbliższymi.
- Nie odkręcisz tego. - powiedziała w pewnym momencie mama. - Jedynym pocieszeniem dla ciebie jest to, że przynajmniej znasz jego rodziców i będziesz czuła się pewniej, nie to co ja. Nie mam zielonego pojęcia jacy są, o czym z nimi rozmawiać i jak się zachować...
- Mamo, masz być sobą. Rodzice Daniela to naprawdę mili ludzie, z którymi szybko znajdziesz wspólny język.
- Obyś miała rację... - westchnęła, upijając łyka zielonej herbaty ze swojego kubka. - Kreacja gotowa? - zapytała, spoglądając na mnie z pytajnikami w oczach, a ja przygryzłam delikatnie dolną wargę i pokręciłam przecząco głową. - No to na co czekamy? Chodź na górę, poszukamy ci czegoś przyzwoitego. - powiedziała, wstając i ciągnąc mnie za rękę. - W końcu jakoś musisz olśnić tego chłopaka...
- Mamo. - skarciłam ją, zaśmiewając się pod nosem.
Jakieś kilka minut później siedziałam na swoim łóżku, przyglądając się mamie, która z prędkością światła opróżniała moje szafki z ubrań. Miałam nadzieję, że jej pomoc działa w dwie strony i potem poukłada to ponownie, bo ja nie miałam najmniejszego zamiaru. Karl siedział obok mnie, również intrygowały go poczynania mamy i kilka razy pytał mnie o stan jej zdrowia psychicznego, ale nie komentowałam tego, bo raczej nie było sensu. Po pięciu minutach moją podłogę zakryła lawina ubrań. Aż byłam zdumiona, że pomieściłam tyle ubrań w dwóch niewielkich szafkach!
- Mam! - wykrzyknęła uradowana, odwracając się przodem do naszej dwójki. W ręku trzymała ciemny wieszak, na którym wisiała turkusowa sukienka z rękawem do łokcia oraz lekko rozkloszowanym dołem. Niegdyś uwielbiałam tę sukienkę, ale teraz całkowicie zapomniałam o jej istnieniu. - Do tego czarne szpilki. - dodała, wyciągając drugą ręką pudełko z dna szafy.
- Mamuś, uwielbiam cię. - powiedziałam, podchodząc do kobiety i przytulając się do niej. Naprawdę nie wiem, co zrobiłabym bez mojej mamy, która zawsze potrafiła mi pomóc, choć tak naprawdę poradziłabym sobie sama, ale zeszłoby mi się pięć razy dłużej.
- Dobra, dobra. - zaśmiała się. - Masz trzy godziny do zrobienia się na bóstwo, więc teraz lecisz pod prysznic, a potem zajmiemy się twoimi włosami i makijażem. - uśmiechnęła się serdecznie i powiesiła sukienkę na uchwyt od górnej szafki, a pudełko z butami postawiła na stoliku. - Nie patrz tak na mnie, tylko leć.
- Idę, idę... - westchnęłam, po czym opuściłam pokój i udałam się do łazienki.

Daniel

- Maaaaamo. - jęknąłem, wchodząc do salonu, gdzie kobieta kończyła układać serwetki na stole, a siostry ubierały choinkę. - Poratujesz człowieka w potrzebie? - niepewnie wyciągnąłem zza pleców białą koszulę z turkusowymi wstawkami i popatrzyłem błagalnie na mamę. Zależało mi na tym, by zgodziła się na pomoc swojemu ukochanemu synowi, bo nie chciałem pokazać się w pomiętej koszuli przed Kariną i jej mamą.
- Przecież sam potrafisz prasować koszule. - wtrąciła się starsza z sióstr.
- W te święta... mam urlop od prasowania koszul. - powiedziałem.
- Nie prościej powiedzieć, że nie chcesz pokazać się Karinie w przepalonej koszuli?
- Musisz być taka szczegółowa? - wywróciłem oczyma, patrząc na blondynkę. - To jak, mamo?
- Daj mamie spokój, ja ci uprasuję.
- Podmienili mi siostrę? - zdziwiłem się, kładąc dłonie na ramionach dziewczyny. - Liv, mam wrażenie, że twoja dobroć serca skrywa jakiś interes. - przymrużyłem oczy, kiedy blondynka zamachnęła się na mnie łańcuchem choinkowym.
- Po prostu kocham mojego starszego braciszka. - cmoknęła mnie w policzek, a ja natychmiastowo naciągnąłem rękaw bluzy i wytarłem to miejsce. Wiadomo co ta dziewczyna robiła ustami zeszłej nocy, kiedy spała u swojego chłopaka? Nie żebym podejrzewał ją o jakieś seksistowskie zabawy, albo chociażby zazdrościł, ale jak to mówią - przezorny zawsze ubezpieczony. - Lepiej zawieś mi ten łańcuch, baranie. - zarzuciła srebrną ozdobę na moją szyję, po czym wyrwała mi z ręki koszulę i opuściła salon. Posłusznie zabrałem się za powieszenie łańcucha, przy okazji tak pokłułem się świerkowymi igłami, że wyglądałem jak wygolony jeż, ale czego nie robi się dla ukochanej, młodszej siostry...
- Daniel! - ryk brata z drugiego końca domu prawie wywołał u mnie palpitacje serca.
- Czego chcesz? - zapytałem głośniejszym tonem głosu, by fale dźwiękowe dotarły do jego brudnych uszu.
- Możesz tu przyjść? Potrzebuję pomocy. - odparł.
- Czekaj chwilę! - odkrzyknąłem, spoglądając na mamę, która kręciła z politowaniem głową. Nie popierała naszych krótkich, bezwartościowych i głośnych rozmówek. Dokończyłem zawieszanie srebrnego łańcucha na drzewku i pognałem do brata, który przebywał w łazience. - Co chciaaaaa.... - zaciąłem się od razu, kiedy tylko otworzyłem drzwi. Chłopak siedział na brzegu wanny, z opakowaniem plastrów do depilacji i patrzył na mnie błagalnie.
- Pomożesz mi? - uśmiechnął się niepewnie, na co ja jedynie zareagowałem uderzeniem głową w wyłożoną płytkami ścianę.
- Stary, chcesz się depilować? - krzyknąłem półszeptem, zamykając drzwi. O litości, gdyby teraz weszła tutaj mama to zacząłby się armagedon, bo jej synek chce depilować się plastrami, a drugi ma mu w tym pomóc. - To ja od rana siedziałem z ojcem na mrozie, żeby udekorować dom z zewnątrz, a ty pojechałeś w tym czasie po plastry do depilacji? - skinął głową. - Boże...
- Trochę zarosłem na klacie... - westchnął.
- To zgól to golarką, albo poproś Line o to, żeby ci wyrwała podczas seksu, ale nie zniżaj się do tego poziomu! - wyrwałem z jego ręki opakowanie i dokładnie mu się przyjrzałem. Jezu, do czego to doszło, żeby facet chciał wyrywać sobie włosy na klacie plastrami do depilacji. To naprawdę był mój brat? Naprawdę to była ta sama osoba, która nawet używanie kremu do rąk uważała za niemęskie zajęcie? Podskoczyłem, kiedy ktoś otworzył drzwi.
- Co wy robicie w jednej łazience? - głos Liv nieco mnie uspokoił. - Po co ci plastry do depilacji? - popatrzyła na mnie z rozbawieniem w oczach. - Wiedziałam, że chcesz się podobać Karinie, ale żeby aż tak...?
- To jego. - rzuciłem trzymanym opakowaniem w brata i uniosłem ręce w geście obronnym. - Nasz kochany Håkon - Kristoffer Tande chce depilować swoje owłosienie na klacie.
Liv o mały włos nie udusiła się ze śmiechu. Nie powiem, bo mi samemu chciało się śmiać z brata, ale jakoś dawałem radę zapanować nad sobą.
- Za ponad godzinę będą tutaj goście. - powiedziała blondynka, kiedy zdołała się opanować. - Radziłabym ci pójść teraz na górę i wskoczyć w garnitur, a nie marnować czas na siedzenie i użalanie się nad swoimi kłaczkami. - dodała. Oprzytomniałem, kiedy dziewczyna wspomniała o czasie do przybycia gości. Przecież miałem jeszcze pojechać po Karinę, a byłem w proszku. Przeprosiłem grzecznie rodzeństwo, bo ważniejsze było dla mnie zapanowanie nad swoim wyglądem, niż wspieranie brata w tych jakże ciężkich dla niego momentach i udałem się na górę. Idealnie wyprasowana koszula wisiała na wieszaku, z którego zdjąłem ją po chwili i założyłem. Następnie wskoczyłem w spodnie od garnituru, zawiązałem na szyi krawat i pognałem do łazienki, gdzie w mgnieniu oka zapanowałem nad swoimi włosami i spryskałem się perfumami, po czym założyłem marynarkę i ponownie zszedłem na dół.
- Ooo braciszku.. - zagwizdała siostra, zarzucając mi rękę na ramię.
- Wyglądasz, jakbyś szedł się oświadczać. - dorzucił Håkon i stanął po mojej drugiej stronie. - W sumie jest komu. Karina to niezła du... dziewczyna. - poprawił się, kiedy zmroziłem go spojrzeniem.
- Dobra gamonie, jadę. - powiedziałem, zrzucając ich ręce z moich ramion i zgarnąłem kluczki od auta oraz telefon do kieszeni. Rodzeństwo rozeszło się w swoje strony, a ja założyłem kurtkę i opuściłem dom.

Nigdy wcześniej nie czułem się tak zestresowany przed spotkaniem z Kariną. Serce waliło mi jak oszalałe przez całą drogę do jej domu, a kiedy stałem przed drzwiami i czekałam aż ktokolwiek mi je otworzy, myślałem, że w pewnym momencie wyskoczy mi z piersi.
- Cześć! - entuzjazm Karla, który pofatygował się do otwarcia mi drzwi, wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy. - Wchodź. - zaprosił mnie gestem ręki do środka. Zdjąłem kurtkę oraz buty, po czym podążyłem za chłopcem w stronę salonu, ale w pewnym momencie mój wzrok padł na schodzącą z góry mamę Kariny, która ubrana była w białą bluzkę, czerwoną marynarkę i ciemne spodnie, a potem na samą brunetkę, której wygląd dosłownie zwalił mnie z nóg. Wyglądała ślicznie, przepięknie, cudownie, zjawiskowo, fenomenalnie, seksownie... aż ciarki przeszły mi po plecach, gdy obdarzyła mnie tym zadziornym uśmieszkiem.
- Zaniemówił. - zaśmiała się pani Ekker, klepiąc mnie po lewym ramieniu. - Karl, ubieraj kurtkę. - skierowała swoje słowa do syna i zniknęła za drzwiami kuchni. Zaniemówiłem, byłem w kompletnym szoku. Wyglądała jak chodzące milion dolarów! Idealnie dopasowana sukienka, która podkreślała jej zgrabne nogi, włosy spięte w luźnego koka, delikatny makijaż i ten cholerny błysk w oku, który przyprawiał mnie o palpitacje i tak słabego już serca.
- Przepięknie wyglądasz. - szepnąłem, składając pocałunek na jej policzku. Spuściła głowę w dół, bylebym tylko nie zauważył pojawienia się delikatnych rumieńców, a ja uśmiechnąłem się pod nosem i uniosłem jej podbródek. - Gdy się rumienisz, wyglądasz jeszcze piękniej...
- Nie podlizuj się, Tande.
- Ubraliście się pod kolor, jak stare, dobre małżeństwo. - zaśmiała się wychodząca z kuchni mama dziewczyny. - Trzymaj to, chłopcze. - nie zdążyłem nawet mrugnąć, a kobieta wpakowała mi na ręce dwa wielkie opakowania z ciastem.
- Przecież mówiłem, że nie trzeba.
- Nie dyskutuj ze mną. - pogroziła palcem, zarzucając beżowy szalik.
- Potrzymaj to. - Karina postawiła na owe dwa pudełka jeszcze jedno. Kobiety naprawdę nie mają litości dla faceta, nigdy. Stałem obładowany niczym wielbłąd, czekając aż cała trójka będzie gotowa. Po kilku minutach mogliśmy wyjść z domu, który został zakluczony przez panią Ekker, i udaliśmy się do samochodu. Z pomocą Kariny zapakowałem trzymane rzeczy do bagażnika i zająłem miejsce w samochodzie, uprzednio otwierając brunetce drzwi od strony pasażera.
- Daniel? - w pewnym momencie zagadnął Karl. - A ty będziesz chłopakiem mojej siostry? - kątem oka dostrzegłem, jak Karina kręci głową, a potem opiera ją o szybę.
- Ciężkie pytanie, młody.
- Dlaczego?
- Kobiety w tych czasach są takie niezdecydowane i wredne, że faceci wolą żyć w ukryciu i cieszyć się tym, co mają. - moje słowa ożywiły nie tylko brunetkę, ale i jej mamę. I tak, aż do upragnionego celu, czyli mojego domu, słuchałem kazań na temat niezależnych kobiet, facetów, którzy nie potrafią okazać się męskością oraz są tchórzliwi jak jasny gwint. Wprawdzie z tym ostatnim bym się zgodził, bo sam byłem tchórzliwy, ale męskością potrafiłem okazać się zawsze!

Karina

- Nie kontynuujesz rodzinnej tradycji? - zagadnęłam siedzącego obok mnie Daniela. Popatrzył na mnie pytająco, więc dodałam: - Nie podniecasz się na widok swoich kuzynek w spódniczkach. - szepnęłam wprost do jego ucha.
- Podniecałbym się, ale nie chcę doprowadzać cię do bezgranicznej zazdrości.
- Nie jestem o ciebie zazdrosna.
Kolejne udane kłamstwo minionego tygodnia. Aż strach będzie wybrać się do spowiedzi i wyznać te wszystkie słodkie kłamstewka, bo pokuta może być miażdżąca. Chłopak zaśmiał się cicho pod nosem, założył rękę na oparcie mojego krzesła i palcami stukał o moje ramię. Wyhaczyłam wzrok jednej z kuzynek, która zabijała mnie wzrokiem i nawet się z tym nie kryła. Reszta jakoś panowała nad swoimi wzrokowymi poczynaniami, ale też dało się zauważyć, że wolałyby mieć Daniela dla siebie, jak w poprzednich latach.
- Za to twoje kuzynki są bardzo zazdrosne. - szepnęłam chłopakowi, nie spuszczając wzroku z mordującej mnie kuzynki, która w natychmiastowym tempie dostała rumieńców i spuściła wzrok. Pewnie pomyślała, że zaczynam ją obgadywać, ale tak naprawdę szkoda mi było na to czasu.
- Myślisz, że powinienem zaprosić je do pokoju na szybki numerek? - poruszał zabawnie brwiami. Dłonią odsunęłam jego twarz od siebie i parsknęłam śmiechem.
- Jesteś obrzydliwy.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo potrafi być obrzydliwy. - poczułam czyjeś ręce na swoich ramionach i, jak się okazało, była to Liv, siostra chłopaka. - Dzisiaj chciał depilować klatę Håkonowi.
- Nie chciałem!
- Mnie wygonił do prasowania koszuli, bo chciał ci zaimponować idealną gładkością, a sam zamknął się z Håkonem w łazience i chciał wyrywać mu włosy na klacie plastrami do depilacji.
- Boże, Daniel... - jęknęłam, patrząc na niego ze zniesmaczeniem.
- Idź zobaczyć, czy nie ma cię w kuchni.
- Właśnie tam idę. - powiedziała blondynka.
- Poczekaj, idę z tobą. - zakomunikowałam, odsuwając krzesło w tył. - Uważaj, bo za chwilę może rzucić się na ciebie stado napalonych kuzynek. - nachyliłam się do chłopaka i musnęłam jego policzek, patrząc na większą już grupę mordujących mnie istot. Podążyłam za Liv do kuchni, gdzie przebywała moja mama w towarzystwie mamy i ciotki Daniela. Widać było, że znalazły ze sobą język, co mnie cieszyło, bo mama panikowała, że nie da rady się odnaleźć.
- Gdzie zostawiłaś mojego syna? - zwróciła się do mnie mama chłopaka, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
- Integruje się z rodziną. - odparłam, czując po chwili jak "czyjeś" dłonie obejmują mnie w pasie. Blondyn przylgnął do mnie swoim ciałem i położył głowę na moim ramieniu.
- Ładna z was para. - powiedziała ciocia chłopaka.
- Nie jesteśmy parą. - zaprzeczyłam, siląc się na uśmiech. Nie byliśmy, nie jesteśmy i nigdy nią nie będziemy, taka była bolesna prawda, której świadomość niszczyła mi humor każdego dnia. Marzyłam o tym, by Daniel stał się dla mnie kimś więcej, ale co ja mogłam? Wyszłabym na skończoną idiotkę, gdybym wyznała mu swoje uczucia, a on powiedziałby "aha, okej" i z dnia na dzień przestał się do mnie odzywać.
- Idziemy na górę? - zapytał.
Po chwili byliśmy już w pokoju chłopaka, który był tak wysprzątany, że myślałam, iż trafiliśmy do złego pomieszczenia. Blondyn usiadł na łóżku, a ja na fotelu obrotowym i przysunęłam się bliżej niego.
- Sądzę, że to nie ma sensu, wiesz? - zagadnęłam w pewnej chwili. Pomyślałam, że fajnie będzie się z nim trochę podroczyć. - Coraz częściej spędzamy ze sobą czas, coraz intensywniej o sobie myślimy, coraz bardziej potrzebujemy siebie nawzajem... Najwyższa pora to przerwać, bo robi się trochę niebezpiecznie.
Z twarzy chłopaka momentalnie zszedł uśmiech, a zastąpił go smutek zmieszany z przerażeniem. Wyglądał, jakby nie wiedział, co dzieje się dookoła niego, ale moja bezlitosność nakazywała mi utrzymywać powagę.
- Ale...
- Jestem ci wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłeś i nigdy ci tego nie zapomnę, Danny. Żegnamy się jakoś w zgodzie, czy mam po prostu stąd wyjść i zniknąć?
- Nie rób mi tego... proszę cię...
Tak przybitego, przygnębionego i smutnego Daniela nie widziałam jeszcze nigdy w życiu. Patrzył na mnie tym smutnym spojrzeniem, które powoli zaczynało rozdzierać moje serce na milion drobnych kawałeczków. Nie mogłam dłużej na to patrzeć.
- Żartuję, debilu. - wypaliłam, szeroko się uśmiechając.
- Kiedyś cię uduszę! - warknął, choć widziałam, że odetchnął z ulgą.
- Uduś, ale nie będziesz tęsknił? - wygięłam usta w podkówkę, patrząc na niego z miną zbitego szczeniaczka.
- To przytulę, puszczę i tak aż przestaniesz mnie straszyć... - powiedział nieco spokojniej i złapał mnie za rękę, bym usiadła obok niego. - Nie rób mi tak nigdy więcej. - westchnął, wtulając się we mnie.
- Przestraszyłeś się? - zaśmiałam się pod nosem, gładząc go po plecach.
- Nie no gdzie... - mruknął. - Serce mi stanęło, wariatko. Myślałem, że mówisz serio...
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - powiedziałam nieco ciszej, opierając swoją głowę o jego.
- Nie mam zamiaru się ciebie pozbywać...

Głowa blondyna spoczywała na moich kolanach, a moja dłoń delikatnie ciągnęła za końcówki jego włosów. Na jego twarzy przez cały wieczór gościł ten uśmiech, który uwielbiałam najbardziej, a moje serce po piątym fikołku już przestało się podnosić. Dookoła słychać było rozmowy wszystkich tu zgromadzonych, śmiech mojego brata, który aż za bardzo zaprzyjaźnił się z siostrami i młodszymi kuzynami Daniela. Wyglądało to jakbyśmy byli jedną, wielką rodziną, która spędza ze sobą kolejne święta z rzędu, a przecież kilkanaście godzin temu panikowałam na samą myśl o tym wieczorze. Byłabym skończoną kretynką, gdybym nie przystała na propozycję blondyna. Jego rodzina była naprawdę bardzo miła i sympatyczna, nie wspomnę o wujku Gerardzie, który zaoferował nam obrączki ślubne, bo on i jego żona mają zbyt grube palce i nie mogą ich włożyć już od trzech lat.
- Może się przejdziemy? - cichy pomruk z ust blondyna wyrwał mnie z zamysłu.
- Zwariowałeś? Po pierwsze jest zimno, a po drugie ciemno i późno.
- Jak zajdzie taka potrzeba to ogrzeje cię na każdy możliwy sposób. - poruszał zabawnie brwiami, za co strzeliłam go delikatnie w ramię. - Nic ci się ze mną nie stanie, obiecuję.
- Teraz tym bardziej się boję.
- To jak?
- Dobra, chodźmy. - przytaknęłam, posyłając mu nieśmiały uśmiech. Chłopak podniósł się i wystawił dłoń, którą złapałam, i podążyliśmy w stronę korytarza, uprzednio mówiąc jego mamie, że idziemy na spacer, a zboczeni wujkowi zaczęli snuć swoje dziwne teorie.
- Ich życie seksualne skończyło się dawno temu, wybacz im. - wyjaśnił Daniel, podając mi moją kurtkę, którą założyłam, kiedy zmieniłam obuwie. - Idziemy?
- Mhm.
Przed domem świeciło się miliony kolorowych światełek, które nadawały całemu wieczorowi uroku. Wsadziłam ręce w kieszenie kurtki i skryłam twarz w szaliku, idąc ramię w ramię z Danielem, który opowiadał mi historię z życia wujka Gerarda. Kilkakrotnie wybuchałam śmiechem, bo ciężko było zareagować inaczej na wieść, że wujaszkowi zapaliły się włosy na czubku głowy i wsadził ją do wiadra z wodą po myciu podłóg.
- I pomyśleć, że pojutrze znowu muszę wracać na skocznię... - westchnął.
- Turniej Czterech Skoczni? - przytaknął. - Kiedy wrócisz?
- Około dwunastego stycznia, bo między Turniejem a konkursami są małe różnice datowe i grafik jest napięty. Potem pewnie jakieś dwa dni w domu i ruszamy do Austrii, bo zaczynają się Mistrzostwa w Lotach.
- Mam nadzieję, że wrócisz z jakimś medalem. - zaśmiałam się.
- O indywidualnym mogę pomarzyć, ale drużynowy jest bardzo możliwy, jeśli Stöckl weźmie mnie do drużyny.
- Pewnie cię nie weźmie.
- Dzięki za wsparcie. - szturchnął mnie łokciem, śmiejąc się.
Między nami nastała cisza. Aczkolwiek widziałam, że kilkakrotnie Daniel chciał coś powiedzieć, ale rezygnował, a ja nie naciskałam. Szłam, wsłuchując się w skrzypiący śnieg pod moimi butami i patrząc na udekorowane domy. W głowie miała dziwną pustkę. Dlaczego dziwną? Bo od dłuższego czasu nie mogłam pozbyć się natłoku myśli, a w danej chwili niczym nie zaprzątałam sobie głowy i mogłam cieszyć się chwilą spokoju.
- Karina? - obdarzyłam spojrzeniem blondyna, który przystanął w miejscu i patrzył w niebo, a płatki śniegu swobodnie opadały na jego twarz.
- Mówisz, czy będziemy tak stać w miejscu, aż zamienimy się w dwa bałwanki?
- Powiem ci coś, dobrze? - jego poważny ton głosu nieco mnie przeraził. Zastanawiało mnie, co chciał mi powiedzieć. Miał raka? Wyjeżdżał? A może jednak zmienił zdanie i postanowił powiedzieć mi "do widzenia"? - Pamiętasz, jak wybiegłem w sklepie z tymi prezerwatywami? Stałaś koło Phillipa i Johanna, a mi zmiękły nogi na twój widok. W jednej chwili przyrzekłem sobie, że muszę cię poznać lepiej, a gdy już to zrobiłem, to obiecałem sobie, że nie pozwolę ci uciec z mojego życia...  Jesteś moją pierwszą myślą po przebudzeniu i przed snem. Nie ma dnia, żebym o tobie nie pomyślał, a tym bardziej żebym się do ciebie nie odezwał. Uwielbiam spędzać z tobą czas, uwielbiam, kiedy jesteś obok, kiedy mi dogryzasz, pomagasz... Zależy mi na tobie, cholernie mi zależy... - na moment zawiesił głos, lustrując moją twarz, po czym położył dłoń na moim policzku i delikatnie muskał go kciukiem. - Starałem się do tego nie dopuścić, ale pokochałem cię i nawet nie wiem kiedy to się stało..
- Daniel... - szepnęłam, przymykając oczy pod wpływem jego dotyku.
- Kocham cię, Karina.
Otworzyłam szeroko oczy, a w sercu czułam przyjemnie rozlewające się ciepło. Myślałam, że to sen, że tak naprawdę jest to wytwór mojej chorej wyobraźni, ale tak nie było. Uświadomiłam to sobie, kiedy chłopak niepewnie musnął moje usta, trzymając mnie za obydwa policzki.
- Kocham cię najmocniej na świecie i chcę, abyś była tylko moja... - powiedział cicho, stykając nasze czoła. - Chcę, żebyś była moją księżniczką, przez którą codziennie będę dziękował Bogu, że postawił mi na drodze kogoś takiego, dla której zwariuję jeszcze bardziej, dla której zrobię wszystko i której nigdy nie przestanę kochać..
Jedna łza spłynęła swobodnie po moim policzku, druga została otarta przez Daniela. Czy mogłam wymarzyć sobie lepszy prezent na te święta?
- A ty będziesz słodkim księciem? - zapytałam, patrząc w jego niebieskie tęczówki.
- O ile ty zgodzisz się być moją księżniczką.
Skinęłam głową, nie odrywając od niego wzroku. Moje marzenia właśnie stawały się rzeczywistością. Właśnie w tym momencie stałam przed Danielem, który jeszcze kilkanaście minut temu był moim ukrytym pragnieniem, a teraz śmiało mogłam nazwać go swoim chłopakiem.
- Kocham cię. - szepnęłam, składając czuły pocałunek na jego uśmiechniętych ustach.

______________________________________
Trzynastka chyba nie taka pechowa, prawda? :)
Nawet jestem zadowolona z tego rozdziału, ale ocena należy do Was. Ktoś czekał aż Danina w końcu będzie razem? (o mamo, to pytanie retoryczne chyba.) :D

Miłego czytania! ;*

Wspomnienie z wtorku. Danny, trzymamy za Ciebie kciuki dziś i jutro! ♥


niedziela, 21 lutego 2016

12. Z Johannem się na mózg wymieniłeś, czy dostałeś nagłego upośledzenia?

Daniel

- Odwaliłeś się, jak szczurzyca na kurs flamenco. - moje zdziwienie było ogromne, kiedy stanął przede mną Johann w dopasowanym fraku, z ulizanymi włosami i muchą na szyi, która moim zdaniem odcinała mu nieznacznie dopływ tlenu. Aż wstyd mi się zrobiło, że na kadrową wigilię założyłem zwykłe, ciemne spodnie, białą koszulę z czerwonymi wstawkami i marynarkę.
- Johann... - tuż za szatynem pojawił się pogwizdujący Sjøen. - Wyglądasz przepięknie, ale weź się nie schylaj, bo nie mam zamiaru oglądać dziury na twoim zadku. - powiedział, witając się ze mną i stanął obok. Przyznam szczerze, że lżej mi się na sercu zrobiło, kiedy zobaczyłem, że brunet jest ubrany podobnie do mnie, czyli normalnie. Wprawdzie każdy był tak ubrany, oprócz Johanna, któremu chyba zapłacono za wbicie się w ten kostium.
- Masz może butlę z tlenem w samochodzie?
- Ty też masz wrażenie, że zaraz ta muszka go udusi? - parsknęliśmy niepohamowanym śmiechem, na co Johann jedynie prychnął i poprawił ozdobę.
- Przynajmniej nie wyglądam, jak świnia mająca zadatki na prostytutkę!
- Zanim ktokolwiek zdjąłby z ciebie to opięte wdzianko, to zdążyłaby mu przejść ochota, więc dobrze, że nie wyglądasz jak prostytutka. - powiedziałem. W oczach Johanna dostrzegłem chęć odgryzienia się jakimś niezwykle ciętym tekstem, lecz po korytarzu rozniósł się głos trenera, który zapraszał nas do sali bankietowej. Serce mi się krajało, kiedy spoglądałem na Johanna ledwie mogącego podnieść nogę, gdy przed nami było do pokonanie kilka schodków, a on odpadał już przy pierwszym.
- Może cię wnieść? - zażartował Sjøen.
- Jeszcze jedno słowo, a jutro nie będziesz miał czym pogryźć karpia. - syknął, wymachując pięścią przed oczami bruneta. Wzruszył ramionami, przeskakując co drugi stopień i kiedy obaj siedzieliśmy już na swoich miejscach, do sali wszedł Forfang.  Sam Stöckl zawył z zachwytu na jego widok, a Hilde prawie zakrztusił się pitą ówcześnie wodą. Zdecydowanie to Johann robił dzisiaj największą furorę wśród nas wszystkich, ale pamiętam, kiedy powiedział, że chciałby choć raz zaistnieć. Dzisiaj mógł świętować, bo jego marzenie właśnie się spełniało.
- Panowie! - donośny głos Stöckla przerwał nam rozmowy. Mężczyzna wstał ze swojego miejsca i wziął do ręki mikrofon. - Na początku chciałbym wam podziękować za przybycie i z tych dziesięć konkursów, z których odbyło się tylko osiem, bo Kuusamo jak zwykle było pechowe. Chcę, żebyś wiedzieli, że jestem z was dumny i...
- Burczy mi w brzuszku. - jęk Stjernena przerwał trenerowi wypowiedź, a po sali rozniosła się fala śmiechu.
- ... i bardzo cieszy mnie fakt, że jesteśmy zgraną drużyną. - dokończył, nie zważając na biednego Andreasa. - Chciałbym życzyć wam spokojnych, rodzinnych świąt, aby były one wypełnione szczęściem i radością. Przede wszystkim sukcesów w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Dużo miłości tym, którzy mają swoje wybranki, a tym, którzy jeszcze nie mają, życzę, by w końcu ruszyli tyłki i zaczęli ich szukać. - zaśmiał się pod nosem. - Dorośnijcie chłopcy, błagam.
- A możemy już jeść? - zapytał głodny Andreas.
- Pssst. - odkręciłem głowę, słysząc odgłos wydobywany z Johanna. - Chłopaki mamy problem. Spodnie mi trzasnęły...

Karina

Siedziałam na fotelu z kolanami podciągniętymi pod brodę, wpatrując się w okno, za którym wirowały płatki śniegu. Niegdyś sprawiało mi to wielką radość i przyjemność, ale najwidoczniej byłam już na tyle stara, że wolałam skupić się na swoich myślach niż na widoku za szklaną taflą. Uświadomiłam sobie, że w życiu tak szybko wszystko się kończy, a my nie mamy na to nawet najmniejszego wpływu. Jeszcze rok temu miałam szczęśliwą, kochającą się rodzinę, teraz mój ojciec mieszkał w Niemczech ze swoją kochanką, a mama wolała skupić się na swojej pracy, by odgonić wspomnienia. Byłam w stu procentach pewna, że tegoroczne święta będą najgorszymi świętami w moim życiu.
- Idę zrobić zakupy dla pani Astrid. - powiedziała mama, wchodząc do salonu. Kątem oka dostrzegłam obok niej Karla ubierającego czapkę i odetchnęłam z ulgą, że nie będę musiała z nim zostać, bo jedyne na co miałam aktualnie ochotę to chwila samotności. - Powinnam być za jakąś godzinkę.
- Okej. - mruknęłam, posyłając jej uśmiech, w który włożyłam wszelkie swoje starania. Dwie minuty później usłyszałam trzask zamykanych drzwi i klucz przekręcający się w zamku. Zerknęłam na wiszący zegar, który wskazywał kwadrans po piętnastej i westchnęłam ciężko, opierając głowę o kolana. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie czułam się tak cholernie samotna. Samotna w kwestii rodzinnej, bo na inną samotność nie mogłam narzekać dzięki Danielowi. Uwielbiałam spędzać z nim czas i nienawidziłam, kiedy przychodziło nam się pożegnać. Z dnia na dzień coraz bardziej potrzebowałam jego obecności, jego głosu, śmiechu, uścisku. Kiedy trzymał mnie w ramionach, czułam, że jestem dla kogoś ważna, że komuś naprawdę na mnie zależy. W ostatnich dniach dużo rozmawiałam na ten temat z Celiną, z którą bardzo dobrze zaczynałam się dogadywać, i pomogła mi ona uświadomić sobie, że Daniel nie był mi obojętny. Z zamysłu wyrwał mnie dźwięk dzwonka roznoszącego się po mieszkaniu. Niezbyt miałam chęć na ruszenie swojego tyłka z fotela, ale nie miałam ochoty na wysłuchiwanie denerwującego dźwięku przez dłuższą chwilę, jeśli osoba stojąca za drzwiami nie dałaby sobie spokoju.
- Dzień dobry. - moim oczom ukazała się sylwetka Daniela, który zakrył twarz trzymanym pluszakiem. Szeroki uśmiech od razu zagościł na mojej twarzy, a wszystkie dołujące myśli natychmiast wyparowały z głowy. Wpuściłam go do środka, a pierwsze co zrobił to dał mi całusa w policzek na powitanie. - Oho, wyczuwam brak humoru. - dodał, zdejmując kurtkę i wieszając ją na wieszaku.
- Wydaje ci się.
- Mam nadzieję, że Arnold pomoże mi poprawić ci humor. - łapką trzymanego przez siebie pluszaka pomiział mnie po policzku. Zrobiłam nam po kubku gorącej herbaty, a później rozsiedliśmy się w salonie. Bynajmniej Daniel, który stwierdził, że mam bardzo wygodną sofę i swoim wielkim cielskiem sprawił, że nie było na niej ani trochę wolnego miejsca. Chłopak znacznie poprawił mi nastrój, opowiadając o Johannie, któremu pękły spodnie i do samochodu szedł z marynarką Phillipa przyklejoną do tyłka, bo nie chciał by ktokolwiek widział jego czerwone bokserki z głową renifera na pośladkach. Aż przeszło mi przez myśl, czy ten chłopak kiedykolwiek przestanie być ofiarą losu i wyjdzie na ludzi, ale już szybciej ja dostanę się do zakonu lub wezmą mnie na papieża.
- Było miło, ale teraz mów. - rozkazał, podnosząc się do pozycji siedzącej i mierząc mnie wzrokiem, upił trochę herbaty z kubka. - Przecież widzę, że coś ci leży na sercu, więc mów, słucham. - uśmiechnął się. Znałam go bardzo dobrze i wiedziałam, że nie ma najmniejszego sensu do mówienia, że wszystko jest w porządku, bo miał w sobie cholerny czujnik, który wykrywał każde moje najmniejsze kłamstewko. Było to nieco denerwujące, ale zarazem urocze, bo nie spoczął, dopóki nie dowiedział się wszystkiego co mnie w danym momencie trapiło.
- Dlaczego sądzisz, że to będą najgorsze święta?
- Tak czuję. - wzruszyłam beznamiętnie ramionami, spuszczając wzrok na dłonie leżące na kolanach.
- Mam propozycję, na którą ty masz się zgodzić. - powiedział, uśmiechając się. Niby zwykły gest, a za każdym razem, gdy się uśmiechał, miękły mi kolana i serce szybciej zaczynało bić. - Karina... chcesz spędzić ze mną święta? - wypalił. Myślałam, że mam omamy słuchowe, ale jego poważna mina uświadamiała mi, że wcale się nie przesłyszałam. 
- Z Johannem się na mózg wymieniłeś, czy dostałeś nagłego upośledzenia? - zapytałam po chwili namysłu. 
- Pytam serio, chcesz spędzić ze mną święta? 
- Oszalałeś, Danny! Masz gorączkę? - odruchowo przyłożyłam dłoń do jego czoła, ale było wręcz lodowate. Chłopak złapał mnie za wyciągniętą rękę i przeciągnął z fotela na kanapę.
- Zwariuję, kiedy będę miał świadomość, że w święta siedzisz i jest ci smutno. - powiedział, patrząc na
mnie. 
- Daniel...
- Nie masz wyjścia, bo moja mama powiedziała, że jeśli ty się zgodzisz to nie ma żadnych przeciwwskazań. - uśmiechnął się, gładząc kciukiem zewnętrzną stronę mojej dłoni. - Więc?
- Bardzo mi miło, że pomyślałeś o mnie i mojej rodzinie, ale głupio nam będzie, kiedy będziemy spędzać świąteczny wieczór z twoją rodziną. To wasz wieczór i nie potrzebujecie obcych osób.
- Moi rodzice i rodzeństwo cię znają i lubią, Karla zapewne też polubią, bo jego nie da się nie lubić, a twoja mama jest na tyle do podobna do rodziców, że się dogadają. - szedł w zaparte. Zdecydowanie jego najgorszą cechą był upór i stawianie na swoim. Zagryzłam dolną wargę, kręcąc głową i patrząc na chłopaka. Naprawdę nie spodziewałabym się po nim takiego zachowania, przez co zyskał w moich oczach o kolejne sto punktów, ale nie mogłam się zgodzić. Owszem, bardzo bym chciała mieć go przez cały wieczór przy sobie, zwłaszcza gdy zazdrość zżerała mnie na samą myśl o krótkich spódniczkach jego kuzynek, które podobały mu się aż za bardzo. - Karina.... - powiedział, robiąc smutną minę.
- Cześć, Daniel! - krzyknął wbiegający do salonu Karl.
- Cześć, mistrzu! - blondyn wciągnął chłopca na swoje kolana i zaserwował mu porządną dawkę łaskotek. W międzyczasie do pomieszczenia weszła mama, rozcierając zziębnięte dłonie i przywitała się z chłopakiem, gdy ten skończył torturować mojego brata. - Skoro jesteśmy w komplecie, to może pogadamy na ten temat? - zagadnął, spoglądając na mnie.
- Jezusie Nazarejski, jesteś w ciąży? - przerażenie na twarzy mamy wymalowało się dosłownie w jednej setnej sekundy.
- Nie, mamo. - mruknęłam. - Daniel wpadł na świetny pomysł. - ręką zrobiłam charakterystyczny gest, który oznaczał, że udzielam głosu chłopakowi.
- Pomyślałem sobie, że moglibyście spędzić święta w moim rodzinnym domu, z moją rodziną. Może mnie pani uznać za skończonego idiotę albo kretyna, ale nie chciałbym, żebyście spędzili jutrzejszy wieczór sami w domu, zresztą ja sam nie usiedziałbym ze swoją rodziną, gdybym miał taką świadomość.
- Daniel. - mama westchnęła, wymieniając ze mną spojrzenia. - To miłe, ale nie możemy wpraszać się do obcych ludzi na święta.
- Mówiłam mu to samo. - wtrąciłam.
- Moja rodzina nie ma nic przeciwko. - powiedział ostrzejszym tonem głosu. - Więc albo zgodzicie się na moją propozycję i spędzicie święta z moją rodziną, albo ja wystawiam rodzinę i święta spędzam z waszą trójką.
Pomiędzy naszą trójką nastała cisza, gdyby nie to, że Karl oglądał jakąś kreskówkę, śmiałabym rzec, że jest to grobowa cisza. Patrzyłam na mamę, ona na mnie, a Daniel na nas obie. Wzruszyłam ramionami, widząc jak normalny wzrok mamy przeradza się we wzrok pytający Chciałam tego, cholera chciałam, choć wiedziałam, że jest to niedorzeczne i głupie.
- Wszystko zależy od ciebie. - powiedziała brunetka.
- Jego mama też powiedziała, że wszystko zależy ode mnie...
- Bo Daniel robi to w całości dla ciebie, nie dziw się, że każdego obchodzi twoje zdanie.
- Więc...? - zapytał nieśmiało chłopak, spoglądając na mnie błagalnym spojrzeniem.
- Karl, a ty co o tym sądzisz? - posłałam pytanie do brata, który nie odrywając się od ekranu telewizora, wystawił kciuk ku górze. - Dobra, zgoda. - powiedziałam, a na twarzy blondyna pojawił się szeroki uśmiech. - Ale pod warunkiem, że po świętach szukam dla ciebie dobrego psychiatry, bo zaczynasz mieć coraz bardziej postrzelone pomysły...

Chłopak leżał na moim łóżku, obserwując, jak siedzę przy biurku i maluję rzęsy. Czułam się nieco niekomfortowo, choć powinnam była już przywyknąć już do obecności Daniela w swoim życiu. Może problem był jedynie w tym, że podobał mi się do granic możliwości i dostawałam ataku rumieńców za każdym razem, gdy tylko o nim pomyślałam. Nie miałam bladego pojęcia jak, ale udało mu się namówić mnie na wieczorne przyjęcie urodzinowe Phillipa, który przepisowo urodziny obchodził dnia następnego. Pokrzyżował swojej matce sylwestrowe plany i świąteczne obżarstwo, bo śpieszyło mu się do wyklucia na ten świat. Niby nic do niego nie miałam, choć nadal byłam na niego zła za jego zachowanie, ale musiałam się opanować, bo jego przyjaźń z Danielem była dla mnie najważniejsza i nie miałam najmniejszej ochoty, by rozdzielać ich po tylu wspólnie spędzonych latach.
- Zakładasz seksowną mini? - zagadnął, ruszając zabawnie brwiami.
- Myślałam o całkowitym pójściu nago. - odparłam, rzucając w niego kawałkiem zmiętego papieru, który akurat znalazł się pod ręką.
- Kocham cię za te cięte riposty. - wytknął język, za co oberwał drugą papierową kulką.
- Ja ciebie też może kiedyś pokocham. - och, a co jeśli zrobiłam to już dawno temu?
- Żebyś ty mnie pokochała, to musiałbym chyba z milion operacji plastycznych przejść... - powiedział smutno.
- Czemu jesteś dla siebie aż tak drastyczny?
- Codziennie dojeżdżasz mi coraz bardziej, więc jakim cudem mam czuć swoją wartość?
- Przesadzasz, blondasie. - rzuciłam, wstając z miejsca i zabierając z krzesła przygotowane chwilę temu rzeczy. Daniel upierał się przy tym, bym w końcu pokazała mu się w spódnicy, ale byłam nieugięta i chociaż w tej kwestii nie udało mu się postawić na swoim.
- Potem kieruję? - zapytałam, kiedy siedzieliśmy już w samochodzie blondyna. Popatrzył na mnie, jak na skończoną wariatkę i palcem popukał się w czoło, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce. - Ktoś musi. Wątpię, że wyjdziesz z tej imprezy bez choćby jednego piwa we krwi.
- Po jednym piwie jeszcze będę zdolny kierować. - prychnął.
- A spróbuj tylko wsiąść za kierownicę to tak ci twarz obije, że do śmierci nie znajdziesz sobie dziewczyny.
- Karina, damy radę. - powiedział. - Wolę nie pić, niż dać ci mój samochód. - zaśmiał się pod nosem, za co uderzyłam go pięścią w ramię. - Pozwalam ci pić do woli, a ty mnie jeszcze bijesz?
- Tak, bo jesteś debilem.
- Hamuj się, panienko, bo zaraz ten debil skręci do lasu i będzie nieprzyjemnie. - zagroził.
- Tande, jak zwykle wywołujesz u mnie zawał serca. - parsknęłam śmiechem, patrząc na niego z politowaniem. Jednakże mój dobry humor szybko przeminął, gdy zobaczyłam, że chłopak włącza lewy kierunek, a dokładnie z tamtej strony był las. - Żartujesz sobie chyba... - spojrzałam na niego z przerażeniem w oczach. Wygrał. Tym razem wygrał i nie miałam zamiaru się z nim spierać. Nie wyglądał na groźnego, ale cholera wie czego można spodziewać się po człowieku, który non stop spędza czas z psychicznie chorą miernotą umysłową, którą fachowo nazwano Johann.
- I co teraz? - zapytał, gasząc silnik.
- Możemy stąd jechać?
- Boisz się?
- Nie... - zaprzeczyłam szybko.
- Szkoda, że nie widziałaś się teraz w lusterku. - parsknął nagle śmiechem. - Naprawdę pomyślałaś, że chcę cię tutaj zgwałcić i zostawić? - zwijał się ze śmiechu na fotelu, a ja resztkami sił powstrzymywałam się przed uderzeniem jego głową o kierownicę. - Wycieraczka nie zgarnia padającego śniegu, muszę ją poprawić. - dodał, kiedy zdążył się opanować. Następnie wysiadł, by poprawić wycieraczkę, choć perfidny uśmieszek nadal widniał na jego twarzy. Wykończy mnie kiedyś ten człowiek.
- Gdybym zrobił ci choćby najmniejszą krzywdę, nie darowałbym sobie tego, zapamiętaj. - powiedział, siedząc już w samochodzie i patrząc na mnie. Uśmiechnął się i odgarnął opadający kosmyk włosów z mojej twarzy, a później delikatnie musnął moje wargi swoimi.

Impreza urodzinowa trwała w najlepsze, główną atrakcją, a raczej prezentem od Johanna i Daniela, były striptizerki ukryte w wielki torcie. Gdybym wiedziała, że ci dwaj wpadli na tak idiotyczny pomysł, to już wolałabym kupić Sjøenowi zwykłą czekoladę za niecałe trzy korony. Celina również nie była zachwycona pomysłem chłopaków i chyba nawet pokłóciła się o to z Johannem, ale nie dziwiłam się jej. Nie dość, że jej o tym nie powiedział, to jeszcze ślinił się na widok tych panienek jak napalony dzik na sarnę. Daniel wcale nie był lepszy, ale niestety nie miałam prawa do ograniczania go i marudzenia.
- A ty co tak sama stoisz? - usłyszałam za sobą znajomy, męski głos. Stanął obok mnie, odpalając papierosa, po czym wypuścił dym z ust.
- Wietrzę się. - odparłam.
- Nie pilnujesz Tandego?
- Duży chłopiec, da sobie radę.
- Karina? - zagadnął po chwili. - Przepraszam. Oczywiście przepraszam za to, co działo się w ostatnim czasie, bo wiem, że za tamto nigdy nie uda mi się ciebie przeprosić.
Po raz drugi tego dnia myślałam, że słuch mnie myli. Przepraszający Sjøen? Nie spodziewałabym się, że stać go będzie na taki gest, ale najwidoczniej go nie doceniałam.
- Powinienem był dać sobie siana, kiedy zauważyłem, że spodobałaś się Danielowi, ale... no głupi jestem i chyba potrzebowałem dostania w pysk, by to zrozumieć. - przyznał. Każde słowo zaskakiwało mnie coraz bardziej, aż bałam się pomyśleć, czego jeszcze uda mi się dowiedzieć. - Mogę cię o coś prosić, Karina?
- Zależy o co. - wzruszyłam beznamiętnie ramionami.
- Trochę głupio mi o tym mówić, bo Daniel pewnie zabiłby mnie gołymi rękoma, ale... chłopak zwariował na twoim punkcie, więc proszę cię... nie zabaw się jego uczuciami, bo nie chcę żeby cierpiał kolejny raz. 
Między naszą dwójką nastała cisza. Phillip wypalił do końca swojego papierosa, a ja wciąż stałam, opierając się o barierkę i myśląc o Bóg wie czym.
- Wracasz do środka? - zapytał, spoglądając na mnie kątem oka.
- Co to za romanse? - znikąd pojawił się Daniel, który zawiesił się na naszych ramionach. Wystarczająco czuć było od niego woń alkoholu, ale w drodze na imprezę zdążył zadzwonić do swojego brata, który zgodzić się przyjechać ze swoją dziewczyną po nas i auto blondyna. - Phillipku, mam nadzieję, że rączki trzymałeś przy sobie.
- Był grzeczny. - odpowiedziałam za bruneta i wyswobodziłam się spod ramiona pijanego Daniela. - Idziecie do środka? Zimno jest. - ponagliłam ich, kładąc rękę na klamce. Już po chwili ponownie znajdowałam się w zatłoczonym barze, a mój wzrok padł na duet Forfang & Hilde, który tańczył na stole. Załamana Celina siedziała przy barze i popijała kolorowego drinka, patrząc z niedowierzaniem na poczynania swojego chłopaka, więc postanowiłam do niej podejść. Daniel z Phillipem i tak zginęli mi z pola widzenia, więc nie było sensu do stania samej, jak widły w kompoście.
- Zabij mnie, błagam. - jęknęła, spoglądając na mnie zrezygnowanym wzrokiem.
- Daj mu poszaleć. - usiadłam na sąsiednim krzesełku. - Jutro będziesz miała powód do zrobienia mu awantury, a potem będziesz mogła oczekiwać przeprosin. - powiedziałam, w międzyczasie oznajmiając barmanowi, że poproszę to samo, co dziewczyna.
- Może i racja...
- Drogie panie! Powitajmy gromkimi brawami Daniela! - ryknął Johann i zaczął bić brawo, jak omotana małpa.
- Co ty na to? - Celina uniosła pytająco brew, patrząc na tańczące trio.
- Nalej mi jeszcze setkę. Albo od razu dwie. - rzuciłam barmanowi, który podsunął w moją stronę drinka. Siedziałyśmy przy barze, co chwila prosząc o kolejne drinki i obserwując chłopaków. Johann rozpiął koszulę i świecił kawałkiem swojej klatki piersiowej, Hilde poszedł na całego i wykonywał kocie ruchy, a zdjętą koszulką kręcił nad głową. Już miałam pochwalić w myślach Daniela, że jest na tyle rozsądny i nie robi z siebie debila, gdy zabrał się za rozpinanie guzików od koszuli. - Idę się jeszcze raz przewietrzyć. - zakomunikowałam dziewczynie i szybko opuściłam zajmowane przez siebie miejsce. Zmierzałam do wyjścia, nawet nie patrząc na ludzi, których popychałam łokciem lub którym stawałam na stopy. Widziałam jedynie, że w pewnym momencie Daniel wyłapał mnie swoim wzrokiem, ale zmierzyłam go wzrokiem i wyszłam ponownie przed budynek.
- Karina. - powiedział. Odwróciłam się przodem do niego, a ten podszedł bliżej i objął mnie w pasie.
- Zapnij sobie guziczki, bo zmarzniesz. - mruknęłam, uśmiechając się z ironią.
- Chyba ktoś tu jest na mnie zły...
- Nie no gdzie.. Skończyłeś już swój striptizowy występ, czy będzie jeszcze na co popatrzeć?
- Naprawdę jesteś na mnie zła?
- Nie. - mruknęłam po raz kolejny. Byłam wściekła, ale przecież mu się nie przyznam. - Idź, bez ciebie nie dadzą sobie rady. - usiłowałam wydostać się z jego uścisku, ale miał zbyt dużo siły.
- Nie złość się. - powiedział, wtulając się we mnie, jak małe dziecko. Początkowo chciałam go odepchnąć, ale w końcu objęłam go i delikatnie sunęłam dłonią w górę i w dół po plecach chłopaka. Miałam nadzieję, że wypił na tyle dużo, by jutro zapomnieć o tym, że byłam na niego zła. Nie chciałam wyjść w jego oczach na idiotkę, ale nie moją winą było to, że mi na nim zależało.
- Idziemy potańczyć? - zapytał, wciąż przytulając się do mojej osoby. Skinęłam głową, po czym chłopak odsunął się ode mnie i złapał mnie za rękę, prowadząc do środka. Po chwili ponownie trwaliśmy w uścisku, tańcząc do wolnego kawałka, który aktualnie leciał z głośników. Objął mnie w pasie, kładąc głowę na moim ramieniu, a ja czułam na szyi jego równomierny oddech. Przymknęłam oczy, rozkoszując się jego zapachem, bliskością. Cholera, chyba się zakochałam...

____________________________________
Hello ^ ^
No to mamy kolejny rozdział, z którego jestem zadowolona w 10%, a już niebawem... pechowa (?) trzynastka! :)
Pytanie do Was: kończymy opowiadanie i startujemy z drugą częścią, czy ciągniemy je aż do momentu powstania nowej "Mody na sukces"? :D
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Serio, to jakieś istne flaki z olejem...

Kto jeszcze nie był, a chce być --> pan Gangnes zaprasza na prolog!
A tutaj cudowne wspomnienie z piątku, które sprawiło, że ówczesny wieczór był przepięknym zakończeniem  okropnego dnia:

Tandex - łasiczka jakich mało ♥
Buziaki! ;*

środa, 17 lutego 2016

11. Pomyśl sobie, że w tym momencie jakiś debil ciągnie drzwi, na których jest napisane "pchać".

Daniel

Kilkanaście dni minęło mi na treningach, konkursach w Engelbergu, na których poszło mi całkiem dobrze, oraz na spotkaniach z Kariną. Choć skoki były moją największą miłością od małego i wkładałem w nie całe swoje serce, w minionym czasie bardziej przepadałem za tą trzecią opcją. Bóg jeden wie co się ze mną działo, ale nie było dnia bez choćby jednej myśli o brunetce. Zwariowałem? Być może, ale tylko i wyłącznie na jej punkcie. Z dnia na dzień coraz intensywniej pragnąłem jej dotyku, bliskości, chciałem słyszeć jak się śmieje, jak ciągle rzuca w moją stronę niezbyt przyjemne docinki. Chciałem, żeby po prostu była obok. Może zabrzmi to głupio, ale nie wyobrażałem sobie, że teraz mógłbym ją od tak stracić. Taka opcja nawet nie wchodziła w grę, ale na wszelki wypadek przyrzekłem sobie, że nie pozwolę jej odejść. Cieszyło mnie, że spędzę teraz kilka dni w domu. Odpoczynek dobrze mi zrobi przed zbliżającym się Turniejem Czterech Skoczni, ale przy okazji będę mógł spędzić więcej czasu z Kariną.  Wyszedłem z jej pokoju i udałem się na dół. Miała pójść po herbatę, a nie było jej dobre dziesięć minut. Powoli zaczynałem myśleć, że uciekła z własnego domu, bo miała mnie dość. Jednak moje głupie obawy nie sprawdziły się. Stała oparta o kuchenny blat i rozmawiała ze swoją mamą. Kobieta uśmiechnęła się na mój widok, a ja odwzajemniłem gest. Polubiłem mamę Kariny, była strasznie ciepłą i miłą kobietą.
- Romeo zatęsknił. - zażartowała, patrząc na mnie.
- Widzi mnie tak często, że chyba mu to nie grozi. - melodyjny śmiech dziewczyny wywołał na mojej twarzy szeroki uśmiech.
- Wczoraj cię nie widziałem. - zaprotestowałem, siadając na wolnym krześle.
- Ciekawe czemu... - mruknęła, mierząc mnie pogardliwym spojrzeniem. - Chyba nie dlatego, że upiłeś się z chłopakami w busie, kiedy wracaliście z lotniska, prawda?
Zdarzyło się. Jeden jedyny raz, a znając życie Karina zapamięta mi to do śmierci. Gdyby Johann czasami używał mózgu przed wykonywaną czynnością, to nikt o niczym by nie wiedział, ale przecież musiał wziąć mój telefon i nagrać filmik, gdy usiłowałem tańczyć ze Stjernenem przy rurze, która służyła stojącym pasażerom do trzymania się w czasie jazdy. Myślałem, że spalę się ze wstydu, kiedy dziś rano stanąłem w drzwiach Kariny, a ona na dzień dobry pokazała mi filmik wysłany z mojego telefonu przez Johanna.
- I ty wsiadłeś dzisiaj za kierownicę? - zapytała pani Ekker.
- Mamo, mnie w ogóle dziwi, że on dał radę wstać z łóżka. - Karina wtrąciła swoje trzy grosze. Czułem się, jak na skazaniu. Brunetka bawiła się w oskarżyciela, a jej mama była śledzącym postępowanie widzem.
- Daniel, Daniel... - westchnęła kobieta, wstając od stołu i zabierając z niego swojego laptopa. - Uważaj chłopcze, bo moją córkę będziesz oglądał jedynie na zdjęciach, które ci wyślę w więziennej paczce. - wychodząc z kuchni, poklepała mnie po ramieniu.
- Zawsze coś.
- Chodź już lepiej na górę. - westchnęła dziewczyna, kręcąc głową i podając mi kubek z gorącą cieczą. Przepuściłem ją w drzwiach i posłusznie udałem się za nią do jej pokoju. Odstawiła swój kubek na szafkę nocną i usiadła na łóżku, a ja bez pytania położyłem głowę na jej kolana. Jak zawsze położyła jedną dłoń na mojej klatce piersiowej, a drugą delikatnie przeczesywała moje włosy. Niby to nic takiego, a jednak lubiłem, gdy tak robiła. - Nie boli cię głowa? - zapytała cicho.
- Sugerujesz coś? - przymrużyłem prawe oko i uśmiechnąłem się.
- Tylko pytam, żebyś mi potem nie marudził, że się o ciebie nie troszczę.
- Czy ja kiedykolwiek marudziłem? Wydaje mi się, że nie.
- No nie marudziłeś, ale tylko dlatego, że cały czas się o ciebie troszczę. - powiedziała z dumą w głosie, a ja wystawiłem jej język. Uwielbiałem ją. Całkowicie, do szaleństwa, do granic możliwości. Wsłuchiwałem się w jej głos. Zaczęła opowiadać mi o tym, co działo się, gdy mnie nie było, o nieudolnych poszukiwaniach pracy i o wieczorach spędzanych z Celiną. Kilkakrotnie śmiała się z czegoś, czego ja kompletnie nie rozumiałem, ale nie przeszkadzało mi to. Lubiłem, gdy się śmiała, bo wtedy wyglądała jeszcze piękniej. Cholera, czułem, że wpadłem po uszy i nie ma już dla mnie odwrotu, ale co ja mogłem zrobić? Byłem zbyt wielkim tchórzem, by od tak powiedzieć jej co czuję i wolałem dalej brnąć w relacje, które czasem wymykały się spod kontroli.
- Musisz dać mi paragon za kurtkę i koszulkę Karla. - powiedziała w pewnym momencie, a mój umysł oprzytomniał. Popatrzyłem na nią, a ta wzruszyła ramionami i drążyła temat. - Nie może być tak, że bez powodu wydałeś ponad pięćset koron. Oddam ci te pieniądze, jak tylko uda mi się ogarnąć jakiekolwiek zajęcie, ale musisz powiedzieć mi, ile dokładnie jestem ci winna.
- Nie będziesz i nie musisz mi nic oddawać.
- Weź przestań. - mruknęła, delikatnie pociągając mnie za włosy, na co syknąłem. Głowa bolała mnie niemiłosiernie i nawet głupie pociągnięcie za kosmyk włosów powodowało, że czułem się, jakby ktoś bawił się w mojej głowie młotem pneumatycznym.
- Potraktuj to jako prezent gwiazdkowy. - wyszczerzyłem się z nadzieją, że chociaż w połowie zatuszuję grymas bólu na mojej twarzy.
- Ładny mi prezent gwiazdkowy. - wywróciła oczyma. - Jak nie dasz mi tych paragonów, to osobiście przeszukam ci pokój i sama je znajdę.
- Grozisz mi?
- Ładnie ostrzegam. - nienawidziłem, gdy ktokolwiek wbijał palce w moje żebra, a ona to w tym momencie uczyniła. - Jak wyglądają u ciebie przedświąteczne przygotowania? -  poprawiła się nieznacznie na swoim miejscu, przez co moja głowa chwilę podskakiwała i ból się nasilał, a później przerzuciła przeze mnie swoją rękę.
- Chyba tak, jak w każdym domu. - odparłem. - Mama, babcia i siostry zajmują się gotowaniem i sprzątaniem. Zadaniem taty jest znalezienie w miarę dużej choinki, żeby pomieściły się pod nią prezenty dla całej rodziny, a w szczególności dla dzieciaków... Natomiast my z bratem zajmujemy się światełkami na zewnątrz, czasem pomożemy coś płci słabszej... - ponownie poczułem jej palce wbijające się w moje żebra, ale tym razem powód był konkretniejszy niż przedtem. - Wieczorem zjeżdża się cała reszta rodziny, począwszy od upierdliwych ciotek, skończywszy na seksownych kuzynkach. - poruszałem brwiami. Przed oczami od razu stanął mi widok z zeszłorocznej wigilii, gdy to kuzynki poubierały takie spódniczki i sukienki, że gdybym nie miał ówcześnie dziewczyny to chyba nie zważałbym na to, że są moją rodziną.
- To chore, że podniecasz się na widok swojej rodziny. - stwierdziła.
- Od razu podniecam... - westchnąłem. - Powiedzmy, że cieszę się na ich widok, bo jedynie w wigilię mamy okazję do spotkania się.
- Żeby ci za którymś razem rozporek nie strzelił z tego szczęścia, że się spotkaliście. - może za mało znałem się na kobietach, ale dałbym uciąć sobie rękę, że w głosie Kariny pojawiła się nutka smutku i zazdrości.
- A u ciebie jak to wygląda? - zapytałem, by zmienić temat.
- O wiele inaczej niż u ciebie. U mnie zazwyczaj mama krzątała się w kuchni, tata kupował jakąkolwiek choinkę, ja pomagałam mamie i sprzątałam, a potem ubierałam choinkę z Karlem. Wigilię spędzaliśmy tylko we czwórkę, więc niestety nie mogę pochwalić się seksownymi kuzynami..
- A reszta rodziny?
- Jednych dziadków nie znałam w ogóle, bo zmarli przed moimi narodzinami, a drudzy odeszli, jak byłam jeszcze małą dziewczynką. Ojciec był jedynakiem, także nie miał żadnej bliższej rodziny prócz nas, a rodzeństwo mamy zawsze spędzało święta ze swoją rodziną. - odparła. - W tym roku moja rodzina ograniczyła się tylko do trzech osób, także wyczuwam porządnie udane święta. - uśmiechnęła się smutno, mierzwiąc w palcach skrawek mojej koszuli. Serce rozpadało mi się na milion kawałeczków, kiedy tak na nią patrzyłem. Dlatego już po chwili podniosłem się do pozycji siedzącej i mocno ją do siebie przytuliłem. Nienawidziłem chwil, kiedy była smutna, w zupełności na to nie zasługiwała.
- Nie smuć się, proszę. - szepnąłem, tuląc ją do siebie jeszcze mocniej. - Pomyśl sobie, że w tym momencie jakiś debil ciągnie drzwi, na których jest napisane "pchać". - powiedziałem, a brunetka cicho się zaśmiała. - Nie, nie chodzi mi tutaj o Johanna. - zastrzegłem.
- Skąd wiedziałeś, że o nim pomyślę?
- Już trochę cię znam i wiem, że tylko jego uważasz za kretyna, debila, idiotę...
- Ty wcale nie jesteś lepszy. - powiedziała i wybuchnęła śmiechem.
- Grabisz sobie, Ekker.
- Akurat się ciebie nie boję, Tande.
Nie minął nawet ułamek sekundy, a dziewczyna leżała pode mną i zwijała się ze śmiechu od nadmiaru łaskotek, starając się odepchnąć mnie od siebie. Jednak miała za mało siły, by dać sobie ze mną radę. Z przyjemnością torturowałbym ją tak nieco dłużej, ale boląca głowa nie pomagała mi jakoś w wygłupianiu się. Po chwili opadłem na wolne miejsce obok dziewczyny, która starała się unormować oddech.
- Kac morderca? - zachichotała, a ja przytaknąłem, bo stwierdziłem, że dalsze udawanie nic mi nie da. - Przynieść ci coś od bólu głowy?
- Nie trzeba. - zamruczałem, układając wygodnie głowę na poduszce.
- Prześpij się chwilę, może to coś pomoże.
- A mogę mieć pewność, że nie zabijesz mnie, gdy będę śnił o gorących, półnagich Brazylijkach?
- Nie miałam takiego zamiaru, ale skoro powiedziałeś mi o czym chcesz śnić... przemyślę to. - pokiwała z zastanowieniem głową i posłała mi szyderczy uśmiech. Również się uśmiechnąłem, po czym przyciągnąłem ją do siebie. Wtuliła się we mnie, a moje serce omal nie wywinęło fikołka. Cholera, chyba się zakochałem..

Zegar wiszący nad drzwiami wskazywał kwadrans po piętnastej, co oznaczało, że za chwilę będę musiał zbierać się do domu. Z chęcią spędziłbym z Kariną cały dzień, a nawet w ogóle bym jej nie zostawiał, ale obiecałem mamie, że pojadę z nią na zakupy, a wieczorem umówiony byłem z Forfangiem i Sjøenem. Westchnąłem ciężko, opierając się o oparcie krzesła, kiedy mama brunetki wyszła na moment z kuchni. Chyba nigdy w życiu nie byłem tak pełny, jak w danym momencie. Nawet podczas wizyt u babci nie byłem tak zmuszany do jedzenia, ale muszę przyznać, że gdyby mi nie smakowało - po prostu bym nie jadł. Patrzyłem to na Karinę, to na stojące przede mną ciasto, które smakowało obłędnie, i biłem się z myślami, czy mogę zgarnąć choćby najmniejszy kawałek.
- Przytyjesz. - skwitowała dziewczyna, popijając wodę ze szklanki.
- Najwyżej nie wyjdę z siłowni przez tydzień, żeby to spalić. - wzruszyłem ramionami i ostatecznie skusiłem się na największy kawałek ukrojonego ciasta. - To jest genialne!
- Nie chcę mieć nieprzyjemności ze Stöcklem.
- Stöckl to najłaskawsza osoba na świecie. Twoja mama upiecze mu takie ciasto i będzie potulny jak baranek. - zaśmiałem się, biorąc do ust kawałeczek ciasta. - A jak już będzie piekła, to niech upiecze hurtowo. - poruszałem brwiami, a w tym samym momencie do kuchni weszła mama Kariny z pojemnikiem w ręku.
- Dla ciebie. - podała mi przezroczyste pudełeczko z pomarańczowym wieczkiem. - Tylko nie zjedz po drodze.
- Nie trzeba było. - powiedziałem, patrząc wymownie na kobietę.
- Właśnie, tyłek mu urośnie. - wtrąciła brunetka, na co jej mama zareagowała machnięciem ręki.
- Jak będzie gruby to przestaniesz go kochać? - zażartowała.
Kariny o mały włos nie zakrztusiła się połykanym napojem, a ja odkaszlnąłem. Zrobiło się dość niezręcznie, choć dla pani Ekker nie było to żadną przeszkodzą do żartowania sobie z naszej dwójki. Byłoby mi do śmiechu, gdybym darzył Karinę tylko i wyłącznie nikłą sympatią oraz traktował ją jak zwykłą koleżankę, a przecież było zupełnie na odwrót. Podziękowałem za obiad i ciasto, odsuwając talerz od siebie o jakieś cztery centymetry i wstałem od stołu.
- To ja będę się już zbierał. - zakomunikowałem, patrząc na Karinę, która również wstała.
- Odprowadzę cię. - powiedziała, zabierając ze stołu brudne naczynia, które postawiła na kuchennym blacie nieopodal zmywarki i pierwsza wyszła z pomieszczenia.
- Dziękuję raz jeszcze. - zwróciłem się do mamy dziewczyny. - Do widzenia.
- Uważaj na drodze, jest trochę ślisko. - powiedziała kobieta i zabrała się za sprzątanie po obiedzie. Karina stała ubrana przy drzwiach i czekała na mnie. Podałem jej pojemniczek z najcenniejszym w tym momencie skarbem i założyłem buty, a później kurtkę.
- W nocy chyba pójdę pobiegać, bo będzie ze mną słabo. - zaśmiałem się, zamykając za nami drzwi od domu.
- Nie pójdziesz. - odezwała się w momencie, kiedy chciałem zapytać dlaczego milczy.
- Dopiero martwiłaś się, że przytyję, a teraz nie chcesz, żebym dbał o formę?
- Nie chcę, żebyś biegał po nocy. - stanęła przede mną, ale patrzyła na wszystko inne niż na mnie..
- Jejku, to tylko bieganie. Dlaczego się tym przejmujesz?
- Bo w nocy coś może ci się stać. - powiedziała cicho, spuszczając wzrok na swoje buty. Uniosłem delikatnie palcami jej podbródek i zmusiłem ją do spojrzenia mi w oczy.
- Spokojnie, nic mi się nie stanie..
- A jeśli...?
Uśmiechnąłem się nieznacznie, nachylając się i delikatnie muskając jej wargi swoimi. Byłem szczęśliwy, że w moim życiu pojawił się ktoś, kto się o mnie troszczy, martwi, komu jestem potrzebny. W ostatnim czasie uczucie bycia ważnym dla kogokolwiek było dla mnie obce. Może dlatego teraz cieszyłem się z tego, jak małe dziecko. Oderwałem się od ust brunetki, ale nasze czoła nadal stykały się ze sobą. Patrzyłem jej w oczy, w które chciałbym patrzeć dzień w dzień, od rana do nocy. Była taka piękna, taka delikatna, wrażliwa, kochana, ale... nie była moja.
- Musisz już jechać... Uważaj na drodze. - powiedziała, odsuwając się ode mnie o kilka milimetrów.
- Nawet mnie nie przytulisz na pożegnanie? - uśmiechnąłem się łobuzersko, rozkładając ręce. Nie musiałem długo czekać, ponieważ brunetka objęła mnie w pasie i nie odrywała się przez dłuższą chwilę. W takiej pozycji mógłbym stać nawet całą noc, nie przeszkadzałaby mi nawet temperatura wynosząca ponad minus dziesięć stopni. Jakie było moje zdziwienie, kiedy ponownie poczułem jej usta. Całowała mnie o wiele zachłanniej niż ja ją przed kilkoma minutami. Naśmiewałem się z Johanna, który na początku związku z Celiną cieszył się z każdego pocałunku, ale sam w tym momencie miałem ochotę skakać z nadmiaru zbierającej się we mnie radości. Oderwała się ode mnie, wciąż podpierając palcami mój podbródek, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Wystarczające pożegnanie?
- Z całą pewnością. - przytaknąłem.
Po chwili wsiadłem do samochodu, stawiając na tylnym siedzeniu opakowanie z ciastem, a telefon i portfel wylądowały na siedzeniu pasażera. Odpaliłem silnik, patrząc Karinę, która nieśmiało pomachała mi na pożegnanie, następnie wrzuciłem wsteczny bieg i wycofałem, a brunetka zniknęła mi z pola widzenia.

Jedynym minusem zakupów z mamą było to, że zabrała na nie moją młodszą siostrę, która działała mi na nerwy swoimi żarcikami i podniecaniem się na widok gadżetów z One Direction. Dlaczego rodzice nie mogli zaprzestać produkcji po trzecim dziecku? Czy aż tak bardzo pragnęli mieć niezrównoważoną psychicznie córkę, działającą na nerwy każdemu dookoła? Kiedy mama śmigała niczym wyścigówka między półkami, blondynka starała się nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt. Byłem jej bratem, ale nie czułem potrzeby spoufalania się z nią. Do życia wystarczały mi dobre relacje ze starszym bratem i siostrą, która była w wieku Kariny.
- Fajnie, że zwracasz na mnie uwagę. Chcę ci przypomnieć, że w tym momencie jestem pod twoją opieką, bo mamy nie ma na horyzoncie. - chwila ciszy w jej wykonaniu była chyba niemożliwa. Przechodziliśmy akurat obok półki, na której poustawiane były akcesoria kuchenne, a ja ostatkiem sił powstrzymywałem się przed wypróbowaniem na niej zestawu noży. - Zakochałeś się i jesteś bardziej nieznośny niż przedtem. - odezwała się. - Żeby cię gardło nie rozbolało przypadkiem, taki rozmowny jesteś.
- Zamkniesz się wreszcie? - syknąłem, patrząc na nią z ukosa. - Gdybym miał ochotę z tobą rozmawiać, to bym rozmawiał.
- Wiecznie nie masz ochoty. - naburmuszyła się.
- No właśnie, więc po co drążysz skoro nic się nie zmieni? - z uśmiechem na ustach wyminąłem ją i podszedłem do mamy stojącej w towarzystwie naszej sąsiadki. Kobiety wyminęły ze sobą kilka zdań, a następnie pożegnaliśmy się z panią Risvik i kontynuowaliśmy zakupy. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio udało mi się tyle porozmawiać z mamą. Jednak nie szło prowadzić rozmów na poważniejsze tematy, bo ogonek ciągnący się z tyłu ciągle wtrącał swoje trzy grosze. Naprawdę miałem ochotę zrobić krzywdę tej dziewczynie. Pół godziny później siedzieliśmy już w samochodzie, którego bagażnik wyładowany było do granic możliwości
- Dlaczego wozisz ze sobą ciasto? - zapytał osobnik siedzący z tyłu, na co mama odwróciła głowę w jej stronę, a później sama patrzyła na mnie z pytajnikami w oczach.
- Mama Kariny mnie dokarmia. - zmieniając bieg, odpowiedziałem na pytanie, które zapewne kłębiło się w jej głowie.
- Bywasz tam częściej niż w domu.
- Wcale, że nie. - zaprzeczyłem.
- Jak ty bez niej wytrzymasz przez święta? - zapytała siostra.
Zacisnąłem szczękę, skupiając się na sygnalizacji świetlnej, która już przez dłuższą chwilę uniemożliwiała mi ruszenie się z miejsca. W myślach zbierałem odpowiednie słowa, które wyraziłyby pomysł, na który wpadłem będąc u Kariny.
- Mamo... -zacząłem. - Bo jest sprawa.
- Nie dołożymy ci z ojcem do nowego samochodu.
- Nie chodzi o pieniądze. - wywróciłem oczami. - Chodzi mi o święta, mamo. Ja tylko zapytam, nie musisz się zgadzać ani krytykować. Wystarczy, że powiesz tak lub nie.
- Chcesz spędzić święta u Kariny? - zapytała.
- Nie do końca. - mruknąłem, spoglądając w boczne lusterko. - Czy u nas na wigilii znalazłoby się trzy wolne miejsca? - popatrzyłem na mamę, zagryzając nerwowo wargę. Wcześniej prosiłem ją o niekrytykowanie i niezgadzanie się, lecz miałem wątpliwości, czy mama pozostawi to bez komentarza. Nie prosiłem ją o akwarium ze złotą rybką, nie chciałem pieniędzy na nowe auto. Chciałem po prostu spróbować i zapytać, czy byłaby takowa możliwość, bo wszystko się we mnie skręcało, gdy przypominałem sobie, że Karina nie ma nikogo więcej prócz mamy i brata, a pewnie chciałaby choć jeden jedyny raz spędzić święta w szerszym gronie osób.
- Jak ty to sobie wyobrażasz, co? Karina nawet nie jest twoją dziewczyną, a chcesz...
- Nie prosiłem o krytykę. - przerwałem jej w połowie zdania. - Chciałem tylko zapytać i to zrobiłem. Rozumiem, że jesteś na nie i przepraszam, że w ogóle poruszyłem temat.
Nie byłem specjalnie zły na mamę. Rozumiałem ją, że niezbyt uśmiechało jej się spędzić ten wieczór z trzema osobami, z których znała jedynie Karinę, ale od zawsze lubiła pomagać ludziom i myślałem, że to zadziała bardziej na plus.
- Co Karina sądzi o twoim pomyśle?
- Jeszcze o nim nie wie. Trochę głupio byłoby z nią o tym porozmawiać i nakręcić ją, a potem pogadać z tobą i byś się nie zgodziła. - odpowiedziałem.
- Wątpię, że uda ci się namówić ją na ten genialny pomysł, ale jeśli się zgodzi... nie mam zastrzeżeń. - zaśmiała się, patrząc na mnie.
- Mamuś, jesteś najlepsza. - niewiele myśląc, szybko pochyliłem się w stronę mamy i dałem jej całusa w policzek.
- Patrze lepiej na drogę, zakochany kundelku...

- Jaaaakie nooogi. - zawył brunet, osuwając się po dłoni w dół, by podążyć za zgrabnymi nogami kelnerki. Sam odwróciłem głowę, żeby odprowadzić dziewczynę wzrokiem, ale nie podniecałem się aż tak bardzo, jak ci dwa idioci. - Stacja też musi być piękna. - poruszał brwiami, patrząc na nas.
- Znudziła ci się jazda na ręcznym?
- Jakoś trzeba sobie, gdy nie ma się szczęścia do kobiet. Ty tego bólu nie znasz, bo masz Celinę wtedy, kiedy naprawdę tego potrzebujesz. Ten też zaraz zaprzestanie robótek ręcznych, bo ma Karinę... a ja mam tylko i wyłącznie biedną Renatkę. - podniósł prawą dłoń do góry i dokładnie jej się przyglądał.
- Danny, musimy się zabawić! - ryknął Johann, uderzając mnie w plecy z całej siły. Popatrzyłem na niego z chęcią mordu w oczach, ale chwilę później moją uwagę przykuł siedzący nieopodal facet, który wyglądał na zaciekawionego propozycją Johanna. - Phillipek ma problem ze znalezieniem porządnej sarenki, my już swoje posiadamy, więc trzeba teraz pomóc chłopakowi. Źle mówię, murzynie?
- Ile razy mam ci powtarzać, że mulat to zupełne przeciwieństwo murzyna? - fuknął. - I tak, źle mówisz. Przecież jak wy połączycie wasze gusta co do dziewczyn i znajdziecie mi taką, która będzie mieszanką Celiny z Kariną, to ja oszaleję po dwóch godzinach tego związku!
- A może ciebie interesują chłopcy? - zapytałem, patrząc na przyjaciela, który po chwili strzelił się otwartą dłonią w czoło, a plask wywołał zainteresowanie wśród ludzi zgromadzonych w zasięgu naszego stolika.
- Zdecydowanie jesteś pierwszy na mojej liście. Lubię twój tyłek, wiesz? W tych spodniach wygląda obłędnie. - puścił zawadiacko oczko, posyłając w moją stronę całusa. Gdybym go nie znał, byłbym skłonny przerazić się tym jakże pedalskim tekstem, ale znałem go kilka dobrych lat i nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Co innego mogę powiedzieć o wspomnianym wcześniej facecie, który w tym momencie obdarzał naszą trójkę spojrzeniem pełnym zaintrygowania. W pewnej chwili Johann zerwał się ze swojego miejsca i pognał do długonogiej kelnerki. Patrzyliśmy na siebie z Phillipem, ale żaden z nas nie znał zamiarów szatyna. Wrócił do nas z uśmiechem od ucha, po czym usiadł i położył na stoliku białą kartkę i długopis. - Zbajerowałeś tę dziewczynę dla głupiej kartki i długopisu?
- Zrobiłem to dla ciebie. - powiedział. - Podaj nam swój ideał dziewczyny.
- Ideał dziewczyny? - zerknął pytająco na mnie, a potem na Johanna, który rysował pionową linię dzielącą kartkę na pół.
- Tu napisz wygląd, a tu charakter. - poinstruował bruneta, podsuwając mu kartkę pod nos. - Idę skorzystać z toalety, wracam i mam widzieć zapełnioną choć jedną kolumnę.
- I co ja mam tu napisać? - jęknął, kiedy Johann oddalił się od stolika, kładąc głowę na stolik.
- Zacznij od charakteru, najprościej. - mruknąłem.
Phillip po chwili namysłu zaczął pisać koślawe literki na kartce, zasłaniając się przy tym ręką. Rozejrzałem się po lokalu. W kącie odbywała się randka napalonych na siebie nastolatków, przy innym stoliku siedziała wypudrowana emerytka, jeszcze dalej kelnerka wypinała się przy ścieraniu blatu i zabieraniu stojących na nim naczyć. Potem mój wzrok padł na wybiegającego z toalety Johanna.
- Zgwałcić mnie chcieli! - krzyknął, wzbudzając tym samym zainteresowanie całego lokalu. Prawie całego, bo Phill ani na sekundę nie oderwał się od kartki. - Pedały wszędzie! Nawet z łazienki nie można skorzystać na spokojnie..
Wrócił na swoje miejsce ze spuszczoną głową, ale złość i tak była wymalowana na jego mysim ryjku. Od razu zaczął opowiadać, że facet, który pożerał nas wzrokiem, poszedł za nim do toalety, zagadywał go, a potem sugerował seksualnie niebezpieczne spotkanie.
- Inteligentna, ma mieć dystans do siebie, ambitna, wygadana, szczera, rozsądna, cierpliwa, wrażliwa, słodka, kochana, pomocna. Przede wszystkim ma być sobą, a nie udawać nie wiadomo kogo. Powinna dążyć do upragnionych celów i spełniać swoje najskrytsze pragnienia...
Rozmowę o łazienkowym homoseksualiście przerwał nam Phillip recytujący cechy swojej wymarzonej dziewczyny. Johann patrzył na niego z szeroko otwartymi ustami, a mi cisnął się na usta dwuznaczny tekst, z tym że nie chciałem już rozjuszać zdenerwowanego szatyna.
- Chcesz zostać drugim Mickiewiczem?
- Prosiliście mnie o cechy, więc napisałem..
- Cechy normalnej dziewczyny, a nie wyidealizowanego ideału, którego nie ma!
- Jak to nie ma? Karina na przykład...
- Skończ. - przerwał mi.
- Średniego wzrostu, szczupła. - wtrącił Phill. - Szatynka albo blondynka. Oczy... niebieskie są najpiękniejsze, ale nie obrażę się, jeśli będą zielone albo po prostu brązowe, ale nie takie zwykłe brązowe, tylko takie głębokie, ponętne... - w tym właśnie momencie Johann strzelił się w głowę, a ja zaśmiałem się pod nosem. - Nosek ma być proporcjonalny, a usta... pełne, kuszące, delikatne...
- A cycki jakie? Kosmiczne, galaktyczne, czy od razu największe we wszechświecie?
- Piersi... jedna pierś na dłoń, ale żeby znowu za duże nie były... takie w miarę, rozumiecie? - przytaknęliśmy. - Jeśli chodzi o tyłek to ma być za co złapać, ahh... nie wspomnę o nogach. Seksowne, długie, zgrabne...
- Nie podnieć się na samą myśl. - powiedziałem.
- Jaka w łóżku?
- Gorąca, ostra, ale zdystansowana, otwarta na propozycje...
- Powiedzieć ci coś? - zapytał Johann, a tamten przytaknął głową. - Z takimi cechami dziewczyny istnieją. - powiedział, wskazując na kolumnę 'charakter'. - Ale jeśli wygląd i umiejętności w łóżku są dla ciebie ważniejsze to polecam sprawdzić wszystkie burdele w okolicy...

_________________________________
Cześć i czołem!
Za nami 'jedenastka', a przed nami.... coraz mniej rozdziałów, czujecie to? :)
Trochę dużo tu Daniela i Kariny, zdecydowanie za słodko, 'love is in the air' i te sprawy... psujemy coś?
No i oczywiście wielki comeback Świętej Trójcy, czekał ktoś na to? :D
Mam nadzieję, że się podoba.
Do następnego! ;*