wtorek, 5 stycznia 2016

1. Stary... przecież my kumple jesteśmy, nie?

Karina

Dźwięk dzwoneczków ulokowanych nad drzwiami frontowymi zwrócił moją uwagę na wchodzącą do środka osobę. Odetchnęłam z wielką ulgą, że nie była to osoba, na którą aktualnie czekałam. Szczerze mówiąc sama nie miałam zielonego pojęcia dlaczego zgodziłam się na spotkanie z nim. Przecież obiecałam sobie, że nigdy więcej nie dam wejść mu do swojego życia, a teraz siedzę w kawiarnii, z kubkiem gorącej herbaty i właśnie na niego czekam. Odezwał się dzień po spotkaniu w sklepie i poprosił o spotkanie. Byłam nieugięta, ale po dwóch dniach napisałam mu, że w sumie dlaczego by nie. Byłam cholernie ciekawa tego co chciał mi powiedzieć i czy w ogóle zamierzał mnie przeprosić za swoje zachowanie, czy udawać, że nic się nie stało i próbować nawiązać kontakt. Zastanawiało mnie również czy przestał być zakochanym w sobie dupkiem i się zmienił, czy wciąż jest taki sam. W kawiarni panował już świąteczny klimat, same dekoracje sprawiały go takim w połowie, a świąteczne piosenki tylko go uzupełniały. Upiłam łyka gorącej herbaty z cytryną, zaplotłam dłonie na ciepłym jeszcze kubku i zerknęłam na drzwi wejściowe. Do środka weszła niskiego wzrostu blondynka, bodajże bizneswoman, bo zachowywała się jak rozkapryszona diw. Tuż za nią weszło trzech chłopaków, którzy podeszli do swoich dziewczyn i czule się z nimi przywitali, a na samym końcu wkroczył on. Odszukał mnie wzrokiem i już po pięciu sekundach stał przy stoliku i zdejmował kurtkę.
- Przepraszam za spóźnienie, ale jest tak ślisko, że korki są gigantyczne. - powiedział, odsuwając krzesło i zajmując miejsce. - Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo.
- Tylko jakieś dziesięć minut. - odparłam cicho, siląc się na uśmiech.
Ciemne oczy lustrowały moją twarz chyba pod każdym najdrobniejszym szczegółem, kąciki ust delikatnie powędrowały ku górze. Nagle zaczęłam mieć wątpliwości czy aby dobrze zrobiłam przychodząc tutaj. Powinnam była zostać w swoim pokoju i nosa spod kołdry nie wystawiać, a nie włóczyć się po kawiarniach z człowiekiem, który zasługuje na miano największego palanta całego świata.
- Przepraszam, podać coś? - szczupła, rudowłosa dziewczyna pojawiła się przy stoliku i niemalże pożerała Phillipa wzrokiem.
- Zielona herbata. - odparł oschle nawet na nią nie spoglądając, a ta i tak zaczęła się szczerzyć jakby wygrała dwa tysiące w jakiejś loterii. - Co u ciebie? - tym pytaniem kompletnie zbił mnie z tropu. Półtora roku czekałam na jakiekolwiek przeprosiny, a jedyne co dostaje to tak strasznie banalne pytanie.
- Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać? Bo nie uwierzę w bajeczkę, że stęskniłeś się za mną albo chcesz odnowić kontakty. - powiedziałam. Patrzył na mnie wzrokiem zbitego szczeniaczka jakby to miało na mnie zadziałać. Ja zaś patrzyłam na niego pełnym zawiści wzrokiem i oczekiwałam jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Głupio wyszło, Karina... - powiedział cicho po krótkiej chwili.
- Z grzeczności nie zaprzeczę. - warknęłam.
- Nie powinienem był się tak wtedy zachować, przepraszam... Naprawdę mi przykro, bo zachowałem się wobec ciebie niezbyt fajnie i...
- Niezbyt fajnie? Czy ty się w ogóle słyszysz, Phillip? Zachowałeś się jak pieprzony dupek. Chyba, że wolisz kulturalną wersję, wtedy nazywa się to palantem bez uczuć i zbyt wielkim egoizmem.
- Wiem, że nienawidzisz mnie za to co się między nami stało...
- Nie boli mnie to, że skończyliśmy w łóżku. Najbardziej ubolewam nad tym, że następnego dnia nawet nie raczyłeś spojrzeć mi w oczy i porozmawiać ze mną. Naprawdę myślałeś, że kilka głupich wyrazów na kartce wystarczy?
- Wiem, że to było cholernie dziecinne, ale...
- Ale potraktowałeś mnie jak zwykłą dziwkę. Zbajeruje, zaciągnę do pokoju, przelecę i sobie pójdę, tak?
- Bałem się, że po tym co się stało będziesz chciała związku, miłości, składania sobie obietnic, zaciągnięcia mnie przed ołtarz..
- Mieliśmy ledwie 17 lat, jakim cudem miałabym cię już wtedy ciągnąć do kościoła?
- Głupi byłem.
- Jesteś. - poprawiłam go.
- Przez półtora roku się zmieniłem, dojrzałem, wydoroślałem.
- Po co mi to mówisz? Nie obchodzi mnie to. - westchnęłam, delikatnie odsuwając krzesło do tyłu. Naprawdę nie miałam już ochoty na dłuższą rozmowę z nim ani na przebywanie w jego towarzystwie. Miałam jedynie ochotę by strzelić go porządnie w twarz za to co zrobił kiedyś i poprawić jeśli by nie zabolało, ale nie chciałam być taka jak on. Wstałam od stolika, zabrałam wiszącą na sąsiednim krześle kurtkę i założyłam ją, a on tylko mnie obserwował.
- Spotkamy się jeszcze kiedyś? - zapytał, a ja parsknęłam śmiechem.
- Nie chcę cię więcej widzieć, rozmawiać z tobą... i mam nadzieję, że już nigdy więcej na siebie nie wpadniemy, bo chyba się nie powstrzymam przed zmasakrowaniem ci tej buźki. - odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Poczekaj! - krzyknął, gdy odchodziłam już od stolika. Odwróciłam się na pięcie i popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem. - Gdybyś chciała jednak pogadać albo... tu jest mój numer. - wyciągnął w moją stronę kawałek jasnoniebieskiej karteczki. Nie wiedzieć czemu, ale wzięłam ją, wrzuciłam do kieszeni kurtki i odeszłam, kierując w jego stronę ciche "cześć."

Phillip

- Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia! - w samochodzie rozniósł się krzyk zirytowanego Forfanga, który od dziesięciu minut narzekał, że ma zbyt ciężkie życie jak na tak młody wiek i spierał się z Danielem, że nikt nie ma gorzej niż on. Przecież biedne i głodujące w Afryce dzieci czy ludzie chorzy na nieuleczalne choroby to nic takiego przy ciężkich przeżyciach Johanna, którymi przykładowo jest zły wybór prezentu dla ukochanej, czy pomidorowa na obiad.
- Możesz nie śmiecić? - warknąłem, spoglądając na Daniela, który bezceremonialnie obierał mandarynkę i pozwalał obierkom spadać na świeżo wyczyszczoną wykładzinę.
- Jest początek grudnia, a ja piąty raz wódkę na sylwestra kupuje! No i gdzie tu sprawiedliwość?
- Jak robisz imprezy niemalże codziennie to wcale się nie dziwię. - westchnąłem.
- Dzięki przyjacielu. Też mógłbyś się dołożyć, ale po co!
- Możesz nie wrzeszczeć? - Daniel spojrzał na niego z ukosa, po czym wrócił do obierania swojej mandarynki.
- Siedzisz tam? To siedź. I nie pyskuj jak mężczyźni rozmawiają.
- Weź się zamknij. - powiedziałem, spoglądając w boczne lusterko, a następnie zmieniając pas ruchu. Pełnym litości spojrzeniem obdarowałem jeszcze Daniela, który wydłubywał pestki z mandarynki. - A tobie może pęsetę kupić? Zawsze łatwiej.
- Znaczy się... bo z mamą mamy zamiar to w doniczki wsadzać i nie chcę tego uszkodzić. - powiedział, bacznie skupiając się na swojej czynności. Od zawsze wiedziałem, że obracam się w towarzystwie dziwnych ludzi i głupi byłem, że nie posłuchałem rad babci, która odradzała mi skoki, a kazała startować na medycynę. Może tam poznałbym normalne osoby, a nie każdy dzień spędzał u boku rozhisteryzowanego alkoholika i plantatora mandarynek. Przy nich nie mam nawet szans na znalezienie fajnej, porządnej dziewczyny, bo jak są w pobliżu to rujnują moją reputację. W ostatnim czasie poderwałem prawie ekspedientkę w sklepie, ale Johann nagle przybiegł z kolorowymi bokserkami i zaczął się drzeć, że nawet ja nie zmieszczę swojej męskości w tak ciasny materiał. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię, a jednocześnie zrobić mu krzywdę, że wszedł w nieodpowiednim momencie. Jedyne co mi wtedy pozostało to słodki uśmiech i ofiarowanie biednej dziewczynie karteczki z numerem, na który nie zadzwoniła do dziś dnia.
- Przepraszam, że chamsko przerwę ci twoje rozmyślanie o nagich sarenkach, ale właśnie minąłeś sklep. - z zamysłu wyrwał mnie denerwujący głosik Forfanga. Przekląłem po cichu i wjechałem w pierwszą lepszą uliczkę, by nawrócić, ale nim to nastało musiałem poczekać dobre trzy minuty, bo żaden kierowca łaskawie nie chciał mnie przepuścić. Chwilę później we trzech zmierzaliśmy w stronę supermarketu. Daniel szedł zamyślony, ręce wsadził do kieszeni i nie odzywał się ani słowem. Johann zaś nie wiedział co ma zrobić z kończynami górnymi i rozglądał się po okolicy jakby był tutaj pierwszy raz. Czułem się jak ojciec, który właśnie odebrał swoich synów z psychiatryka i miałem wrażenie, że każdy człowiek patrzy na mnie z politowaniem. Cóż, ja na pewno patrzyłbym tak na siebie, gdybym widział przy swoim boku tych dwóch.
- Stary, patrz jaka dupa! - ożywił się nagle Johann. Z myślą o fajnej dziewczynie zerknąłem we wskazaną stronę, ale szybko tego żałowałem. Kobieta miała dość obszernych rozmiarów tyłek, ale Johann wcale nie musiał mnie o tym informować. - Ty, a temu to co? - skinął głową na Daniela. Wzruszyłem ramionami, biorąc wózek i pchając go w kierunku wejścia. - Danny jesteś chory? - zapytał, lecz odpowiedziała mu cisza. - Daniel, ja wiem, że ci ciężko, że masz kredyt we frankach, żonę na utrzymaniu, dziwki do spłacenia, ale uwierz mi, że dobrze będzie. Przecież ja i Phillipek ci zawsze kasę pożyczymy, dasz radę! - klepnął go z całej siły w plecy. Chyba cały sklep usłyszał krzyk Daniela, a Forfangowi aż stanęło serce. Po chwili obaj zobaczyliśmy jak Tande wyjmuje z uszu słuchawki i patrzy na nas złowrogo.
- Jak chciałeś mi coś powiedzieć to było trzeba mi wyjąć słuchawkę z ucha, a nie walić po plecach kretynie!
- A bo ja wiedziałem, że tobie się akurat muzyki zachciało słuchać. - prychnął. - Wsadzisz szalik do czoła i człowiek ma się domyśleć, że szanowny Daniel Tande słucha sobie muzyczki!
- Skończysz wreszcie się drzeć? - zapytałem. - Zaproś Celinę na noc, wykrzycz się do woli, ale przy nas stul dziób.
- A bo co?
- Bo zdjęcia tyłka tej pani porozwieszam ci po całym domu.
- Stary... przecież my kumple jesteśmy, nie? - objął mnie ramieniem, szczerząc się...

- Stary, patrz jaka dupa! - ledwie załadował do wózka zapas piwa, a już zwrócił uwagę na zupełnie inną rzecz, a raczej osobę, chociaż kto go tam wie. - No patrz, bo zaraz pójdzie! - zapiszczał jak mała, podniecona nastolatka na widok jednego z członków One Direction.
- Stary, mam dość twoich tanich.... ooo ja walę. - szybko zmieniłem wypowiedź, gdy spojrzałem na dziewczynę, która stała dwa metry od nas.
- Też mam ochotę na jej widok. - wywalił oczy jakby pierwszy raz w życiu widział dziewczynę. Taką dziewczynę. Tę dziewczynę.
- Phillip. - spojrzała na mnie z mordem w oczach, a mi w uszach zabrzmiało jedno zdanie, które wypowiedziała dzisiejszego przedpołudnia w kawiarnii; i mam nadzieję, że już nigdy więcej na siebie nie wpadniemy, bo chyba się nie powstrzymam przed zmasakrowaniem ci tej buźki. Moje życie dobiegło końca, na sto procent.

____________________
Bardzo serdecznie witam Was w Nowym 2016 roku!
Na wstępie życzę Wam wszystkiego co najlepsze, dużo uśmiechu na twarzy, spełnienia marzeń i przede wszystkim zdrowia ♥

Co do rozdziału, mam nadzieję, że Wam się podoba. Liczę na szczere opinie w komentarzach i serdecznie dziękuję za każdy komentarz pod prologiem! :))
Buźka ;*

11 komentarzy:

  1. W takim momencie? Buuuu ;_;
    Nasz 'święta trójca' zachowuje się jak małe niepoukładane szczeniaczki. Serio. Są tak głupi, że aż zabawni i sympatyczni. I nawet zachowanie Philipa z przeszłości nie potrafi zrazić.
    Co do Krainy... Wcale a wcale jej się nie dziwię. No niestety miała tego pecha, że trafiła na tego kretynem i... teraz będzie fight, walka? Poleje się krew? To by było zniezwykle ciekawe ^^.
    Rozdział genialny. Już dawno się tak nie śmiałam do łez ;D
    Do następnego ;*

    Buziaki,
    British Lady ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Obecna ^^.

    A to takie buty... Phillip przespał się z Kariną, po czym ją zostawił... Oj nie ładnie, panie Sjoeen, nie ładnie...

    Buahaha xd Forfang i Tande to geniusze xd Jeden alkoholik, a drugi plantator xd

    Epicki rozdział. Czekam na następny :)

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O mamuniu!
    Ta "święta trójca" jest... niereformowalna! XD
    Śmiałam się jak głupia + mój dobry humor spowodowany wygraną Petera, sprawia, że to wybuchowa mieszanka :D
    No, no... panie Sjoeen. Coś pan naodwalał? Przespałeś się z biedną Kariną, a później zostawiłeś?
    No cóż... cham, cham, cham.
    Mam nadzieję, że Phillip zmądrzeje chociaż trochę.
    Za to Daniel i Johann niech pozostaną tacy sami! Poprawiacze humoru (no może nie Phillipa :D)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Mam nadzieję, że zajrzysz do mnie - http://i-have-never-felt-this-way.blogspot.com/
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Z małym poślizgiem czasowym, ale już jestem :)
    Rozdział świetny! Jeśli początek jest tak dobry, to ja się boję, co będzie dalej... ale oczywiście w pełni pozytywnym tego słowa znaczeniu :D
    Oj, nasza święta trójca to po prostu... każdy z nich ma swoje grzeszki na sumieniu, ja nie wiem, co z nich wyrośnie :D No, Phillip, twoje zachowanie pozostawia chyba najwięcej po życzenia. Ale mam nadzieję, że szybko jednak pójdzie po rozum do głowy i się utemperuje :) A Daniel i Johann są genialni!
    Jestem strasznie ciekawa, co dalej dla nas przygotujesz ^^
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Po prostu leżę i duszę się ze śmiechu! Dziewczyno gdzie ty byłaś całe moje życie, gdy szukałam poprawiacza humoru? xD
    Boję się, że przy drugim rozdziale się uduszę, ale chyba będzie warto. Zapowiada się gruba historia ^^ A Johann i Daniel po prostu rozwalają system, "rozhisteryzowany alkoholik i plantator mandarynek" :D
    Czekam z niecierpliwością na kolejny :)

    /Alex

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku, jaki świetny! :D Wycieram łzy ze śmiechu i nie mogę przestać XDD Uwielbiam twój styl pisania! Zostaje do końca i nie mam zamiaru opuszczać tego bloga :)) Czekam na kolejny, chociaż nie wiem czy dam radę :D

    Zuzia xx

    OdpowiedzUsuń
  7. matko, oni się zachowują jak dzieci! i czyżby jednak ponownie na siebie wpadli? ojoj, oby tylko dziewczyna nie wypełniła "obietnicy" co do obicia twarzy Phillipa!

    OdpowiedzUsuń
  8. O mój Boże, czytając ten rozdział cały czas się uśmiechałam, jest po prostu świetny! Współczuję Phillipowi naprawdę, ale chociaż nie ma nudno. XD ale co do Kariny, to chłopak chyba nie ma szczęścia, chociaż kto wie..? Xd Oby nie skopała go w sklepie, chociaż mogłoby to być piękne.
    Z pewnością zostaję i będę czekać na kolejne rozdziały! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham już tego bloga i naprawdę to jest genialne, chcę więcej! Już kiedyś się zastanawiałam, co to jest za blog i czy warto czytać. Wpadłam w zakładkę o bohaterach i już wiem, o kogo chodzi w tej "Trójcy Świętej". To jest super, niby takie komediowe, niby też takie dramatyczne, ale wszystko w odpowiednich proporcjach i takie... ashdhdljdjd
    I Norki to oczywiście zachowują się jak dzieci. Masz świetne poczucie humoru haha.
    UU już czuję, jak Karina zmasakruje mu tę śliczną buźkę i wywiezie go wózkiem do szpitala.

    Czekam na następny, bo warto!

    OdpowiedzUsuń
  10. Grunt to umieć poprawić człowiekowi humor z samego rana, gratuluję :D Tande i Johann są takimi nieporadnymi chłopczykami, że sami wchodzą do serduszka. Natomiast Phillip i jego zachowanie wobec Kariny - chamsko. Po prostu nie rozumiem zachowania takich chłopaków, ale cóż.. życie :')
    Na pewno będe tutaj zaglądać, o ile tylko czas mi pozwoli, bo staram się wrócić do blogosfery i jest ciężko :D
    Weny, czekam na następny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. No nie, w takim momencie kończyć...? :(
    Phillip to rzeczywiście niezłe ziółko, ale sądzę, że nie miał złych intencji w stosunku do Kariny. Chciał po prostu to wszystko naprawić. Za swoje grzechy pewnie wystarczająco odpokutował. Ludzie się zmieniają :) (aczkolwiek po tym, co zrobił powinien na kolanach prosić o przebaczenie ;) )
    "Święta Trójca" po prostu wygrała :D Sama nie wiem, co było lepsze: Daniel jako plantator owoców cytrusowych czy Johann-alkocholik :P Genialne!
    Czekam na dwójkę :)
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń