Daniel
- Dlaczego tak wcześnie wstałeś? Masz dzisiaj trening? - zapytała mama, zerkając na mnie kątem oka znad gazety. Pokręciłem przecząco głową, będąc w trakcie gryzienia posmarowanej dżemem bułki. Prawą nogą lekko odsunąłem taboret i na nim usiadłem. - To gdzie się wybierasz? Długo ci się zejdzie? - zadała kolejne pytanie. Spokojnie przeżułem ugryziony kęs bułki, po czym upiłem trochę herbaty z kubka mamy. - Mowę straciłeś na tych zawodach?
- Mamo, jak ty marudzisz. - przewróciłem oczyma. - Stöckl chce z nami pogadać odnośnie kolejnego konkursu. Pewnie też czepi się nas za ostatni, więc trochę zejdzie.
- Uważaj na drodze, ślisko jest. - rzuciła, odkładając na bok gazetę i wstając ze swojego miejsca. Obserwowałem jak zakłada na siebie kuchenny fartuch z motywem nagiej kobiety, który dostała od ojca na rocznicę ślubu, a potem zabiera się za obieranie marchewki.
- Jadę z Johannem. - wziąłem do ręki drugą połowę posmarowanej bułki i ugryzłem kawałek.
- Synu, może lepiej idź już na piechotę... - zerknęła na mnie błagalnym spojrzeniem. Mama nie miała jakichś większych zarzutów co do Johanna, ale to nie zmieniało faktu, że w jej oczach był tępą łajzą. Na taką opinię zasłużył sobie wtedy, kiedy przyszedł do nas ze swoim nowo zakupionym szczurem, a potem przerzucił połowę domu, bo nie mógł go znaleźć. Całe szczęście, że mama wpadła wówczas na pomysł wstawienia prania i znalazła zwierzątko siedzące w pralce, bo chyba bym się wyprowadził, gdybym miał świadomość, że futrzasty gryzoń lata mi po mieszkaniu. - Nie możesz jechać z Phillipem?
- Nie. - mruknąłem, odkładając brudny talerz do zlewu.
- Dlaczego?
- Bo nie.
- Swojej dziewczynie też powiesz 'bo nie', gdy zapyta cię czego nie chcesz się jej oświadczyć? - zastygłem w połowie podnoszenia kubka do góry. Porównania mamy czasem były zaskakujące, ale i żenujące. Tym bardziej, jeśli porównywała coś do mojej dalekiej przyszłości, kiedy znajdę dziewczynę.
- Na razie nie zanosi się na żadne zaręczyny, tym bardziej na to, bym znalazł jakąkolwiek dziewczynę. - powiedziałem stanowczo, stawiając kubek obok talerza, a następnie urwałem kawałek ręcznika kuchennego i wytarłem ręce.
- Od kiedy zrobiłeś się taki nerwowy?
- Nie jestem nerwowy. Po prostu daruj sobie teksty o mnie i przyszłości związanej z dziewczynami. - odpowiedziałem. - Lecę, nie wiem o której wrócę. - dodałem, wychodząc z kuchni. O ile udało mi się wstać w znośnym humorze, o tyle teraz nie miałem go już w ogóle. Imię mojego przyjaciela działało na mnie niczym płachta na byka i naprawdę musiałem się hamować, by nie wybuchać swoją złością na każdego. Przez weekend udało mi się trochę ogarnąć wszystkie zaistniałe wątki. Nawet udało mi się zapomnieć o tym, że między Kariną a Phillipem doszło do bliższego kontaktu fizycznego, ale wciąż z tyłu głowy pojawiała się myśl o ich wspólnie spędzonej sobocie. Do Kariny więcej już nie pisałem, nie dzwoniłem. Usunąłem wiadomości, które zdążyliśmy wymienić ze sobą i starałem się żyć normalnie. O ile w ogóle się da, gdy czujesz głupie ukłucie w sercu. Życiowe rozterki przerwał mi dźwięk klaksonu samochodu Johanna, więc zarzuciłem bordowy szalik i wyszedłem z domu. Miałem tak zepsuty nastrój, że nawet ucieszyłem się z widoku twarzy Forfanga. Może nie mogłem liczyć na super udany dzień, ale zawsze choć trochę mi się polepszy, gdy Johann zacznie zachowywać się jak bezmózgie yeti.
- Stary, mamy problem. - zakomunikował, gdy ledwie wsiadłem do jego samochodu. Uniosłem brwi w geście zdziwienia i patrząc na niego, zapiąłem pas. - Nie patrz na mnie jak na kawałek zepsutego mięsa. Naprawdę cię teraz potrzebuję, a ty chyba nie zostawisz przyjaciela w kłopotach i potrzebie, prawda?
- Zależy o co chodzi i czy jestem w stanie ci pomóc. Poza tym... to twój problem, ja mogę ci tylko doradzić.
- To nasz wspólny problem.
- Nie mów 'nasz', bo czuję się jak pedał. - mruknąłem z oburzeniem, stukając palcami o lewe kolano.
- Może coś w tym jest... - zaśmiał się, a ja wytknąłem mu środkowego palca. - Tylko tyle ci wchodzi? - kolejny raz parsknął śmiechem, na co ja wywróciłem oczyma i zająłem się przełączeniem muzyki granej w radiu. - Pomożesz mi? - zadał pytanie, gdy udało mu się opanować. Popatrzyłem na niego wyczekującym wzrokiem. Westchnął, włączając kierunek i zjeżdżając na pobocze, czym wywołał u mnie jeszcze większe zdezorientowanie.
- W co się znowu wpakowałeś?
- Ech... - westchnął, kręcąc głową. - Pokłóciłem się z Celiną.
- Naprawdę to jest tym wielkim kłopotem? - przymrużyłem oczy, patrząc na niego z politowaniem. - Myślałem, że to coś naprawdę ważnego. Nie wiem, że ukradli ci telefon, albo za kilka dni trafisz do aresztu za posiadanie pornosów na komputerze, albo że twoja mama zrobiła skok w bok...
- To twoja mama kocha się w Fannemelu. - wszedł mi w słowo.
- O ile dobrze pamiętam to ostatnio pokłóciliście się o... o co wy się pokłóciliście... - powiedziałem ciszej, zagłębiając się w myślach w odległą przeszłość, jednak jak na złość nie mogłem sobie nic przypomnieć.
- O kapciuszki w głową króliczka. - mruknął ledwie słyszalnie. Wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem, bo rzeczywiście wtedy chodziło właśnie o to. Kapciuszki z króliczkiem tak ich wtedy poróżniły, że Johann przez dwa tygodnie unikał jej jak ognia, a potem przepraszał na kolanach za wszystkie grzechy tego świata. - Sala się śmieje, patrz jakie zabawne!
- Johann... kapciuszki w króliczki to nie jest męski problem. Prawdziwy facet ma problem z kupnem bokserek i prezerwatyw. W życiu faceta istnieją tylko jedne króliczki. Takie z porządnymi... - kulistymi ruchami dłoni zaznaczyłem dość obszerne kształty na swojej klatce piersiowej. Szatyn pokręcił głową, siląc się na uśmiech, a mi dało to do zrozumienia, że tym razem sprawa jest poważniejsza.
- Miałeś mi pomóc, a nie opowiadać o cycatych króliczkach.
- W takim razie zamieniam się w słuch. - poprawiłem się na fotelu i wyczekująco patrzyłem na przyjaciela, który wziął kilka głębokich wdechów i z rezygnacją oparł się o kierownicę. - Powiesz coś w końcu, czy mamy siedzieć jak idioci?
- Celina jest... jest...
- Cudowna, kochana i wspaniała?
- Nie. - zaprzeczył szybko. - Celina jest...
- Słodki Boże, Celina jest na coś chora? - oczy od razu rozszerzyły mi się do rozmiaru guzika. Nie byłem wiernym fanem dziewczyny swojego przyjaciela, ale nigdy w życiu nie chciałbym, aby była na coś chora.
- Celina jest chyba w ciąży. - jęknął, patrząc na mnie wzrokiem zbitego szczeniaczka, a mnie całkowicie zamurowało. Celina w ciąży? Nie umiałem określić co mnie bardziej zaskoczyło; Forfang ojcem, czy to, że w ogóle potrafił zrobić tego dzieciaka. Usiłowałem wyobrazić sobie szatyna z niemowlęciem na rękach, z wózkiem, z nosidełkiem, ale w żadnej sytuacji go nie widziałem.
- Żartujesz sobie ze mnie? - po krótkiej chwili udało mi się wreszcie wysłowić. Zaprzeczył, kręcąc głową. - Ale to na sto procent pewne?
- Zrobiła test ciążowy, wyszedł pozytywny.
- Test ciążowy niczego nie oznacza. - powiedziałem. - Wynik mógł wyjść pozytywny, ale to nie oznacza, że od razu będziecie rodzicami.
- Skąd wiesz? Byłeś w takiej sytuacji?
- Mieszkam z dwoma dziewczynami pod jednym dachem. Jeśli każdy ich test ciążowy oznaczałby stuprocentową ciążę to byłbym wujkiem trzydziestu paru dzieciaków. - odparłem. - Dopóki Celina nie pójdzie do lekarza to nic nie jest pewne.
- A jeśli pójdzie i lekarz to potwierdzi? - skrzywił się odrobinę.
- Wtedy musisz pokazać, że masz jaja bez opuszczania spodni.
- To co mam zrobić? Oświadczyć się?
- Dorosnąć, Forfang, tylko i wyłącznie dorosnąć. - westchnąłem, przecierając oczy dłonią. - A teraz odpalaj silnik, bo się spóźnimy i Alex wyjdzie z siebie...
Trener Stöckl od czterdziestu minut drążył temat zbliżających się konkursów w Niżnym Tagile, jednakże zbyt często się powtarzał i po czasie każdy zamknął się w swoim świecie, jedynie zdarzało nam się przytakiwać głowami, gdy zadawał mało treściwe pytania. Dzięki Bogu, że siedziałem pomiędzy ścianą, a milczącym Johannem, bo mogłem na spokojnie rozmyślać nad swoim cholernie dziwnym życiem. A raczej nad pewną dziewczyną. Piękną dziewczyną, za którą zaczynałem powoli tęsknić, ale moja duma zabraniała mi się do niej odzywać. Kilkakrotnie wyciągałem z kieszeni telefon, bo miałem zamiar napisać jej krótką wiadomość, ale rezygnowałem w momencie, gdy przychodziło mi wybrać odbiorcę. Byłem całkowicie świadom tego, że moje zachowanie było dziecinne, ale nie potrafiłem inaczej. Wolałem myśleć, rozpamiętywać i odrobinę tęsknić, niż zapomnieć o zasadach i się przełamać. Znałem ja niecały tydzień, a brakowało mi jej głosu, uśmiechu, nieśmiałego spojrzenia, dotyku...
- ... i Tande. - wyrwałem się z zamysłu, gdy usłyszałem moje nazwisko. Zdezorientowanym wzrokiem spojrzałem na szatyna, który machnął ręką i wyjaśnił mi, że to jedynie nazwiska tych, którzy pojadą do Rosji.
- Nie myśl tak o niej. - szepnął po chwili.
- Skąd wiesz, że myślę o jakiejś dziewczynie?
- O Karinie. - poprawił mnie, podnosząc do góry kącik ust. - Wyjmujesz i chowasz ten telefon, jakbyś oczekiwał, że wyskoczy ci z niego Barack Obama. Napisz do niej.
- Nie. - zaprzeczyłem, zakładając nogę na nogę. Szatyn chyba domyślił się, że nie przemówi mi do rozsądku i dał sobie spokój. O wiele łatwiej by było, gdybym nie miał uczuć i nic by mnie nie ruszało. Zdecydowanie lepiej bym na tym wyszedł, bo oszczędziłbym sobie złości na nich, na siebie i głupiego uczucia zazdrości.
Karina
Przydrożny sklep spożywczy nie miał wielkiego wyboru produktów, lecz przynajmniej było w nim ciepło i mogłam zagrzać się za darmo, udając przy tym, że zastanawiam się nad wyborem czegokolwiek. Starsza ekspedientka siedziała przy ladzie i rozwiązywała krzyżówki, jej wnuczka bawiła się swoją lalką, a w tle leciała świąteczna piosenka. Niby nic, a jednak czuć było tę magię zbliżających się świąt. Sięgnęłam ręką po sok jabłkowy, którego zapewne nie wzięłabym gdyby etykietka była brzydsza, po czym odwróciłam się na pięcie i omal nie upuściłam szklanej butelki na podłogę. Przede mną stał ucieszony od ucha do ucha Johann, a gdzieś za nim dostrzegłam blond czuprynę Daniela, który od kilku dni unikał kontaktu ze mną jak ognia. Swoją drogą byłam ciekawa dlaczego z dnia na dzień przestał ze mną rozmawiać, ale najwidoczniej miał ważniejsze rzeczy na głowie i jakieś powody.
- Karinka! - poruszał zabawnie brwiami, a ja po sekundzie dusiłam się w jego niedźwiedzim uścisku.
- Jak ty urosłaś kobieto! - złapał mnie za policzki i wytarmosił, jak małego borsuka.
- Do reszty zdurniałeś? - wolną dłonią rozmasowałam bolące policzki.
- Daniel, chodź tu! - kompletnie zignorował moje pytanie i zawołał swojego przyjaciela, który podszedł do niego z wielkim zadowoleniem, ale zniknęło ono, kiedy zobaczył moją osobę.
- Cześć. - w jego cichym pomruku dało się wyczuć chłód i obojętność. Cholera, co ja mu takiego zrobiłam? Przecież z dnia na dzień nikt nie zmienia zdania o drugiej osobie oraz nie zaczyna jej traktować jak małego intruza!
- To skoro już się spotkaliście to może z nią wreszcie porozmawiasz? - Johann popatrzył wyczekująco na blondyna, który wyglądał jakby stał tu za karę.
- A o czym masz ze mną porozmawiać?
- O niczym.
- Idę zapytać czy mają tu piwo. - rzucił Johann i po chwili go nie było, a my z Danielem mierzyliśmy się wzrokiem.
- Możesz mi powiedzieć o co chodzi? - zabrałam głos, widząc, że blondyn najwyraźniej nie miał ochoty na zaczynanie jakiejkolwiek rozmowy. - Z dnia na dzień przestałeś się do mnie odzywać i trochę tego nie rozumiem. Zrobiłam ci coś? Powiedziałam? - jedyne co otrzymałam z jego strony to ciche westchnięcie. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, bo zachowywał się najzwyczajniej w świecie głupio, ale darowałam sobie. Staliśmy w ciszy kolejnych kilka minut. Zastanawiałam się co może być nie tak, lecz żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mi na myśl. Chciałam spojrzeć w jego niebieskie tęczówki i zobaczyć w nich radość, chęć do rozmowy ze mną, poczuć, że nie jestem intruzem, a jedyne na co teraz zasługiwałam z jego strony to chłód, obojętność i unikanie mojego spojrzenia.
- Teraz już chyba nie ma potrzeby, by mieć ze sobą kontakt. - wypalił po chwili.
- Czyli co mam przez to rozumieć? Mam zniknąć z twojego życia, bo masz jakieś niewyjaśnione powody, dla których nie chcesz utrzymywać ze mną kontaktu? - zapytałam, patrząc na niego. Czułam napływające do oczu łzy i musiałam się cholernie powstrzymywać przed tym, by ani jedna nie wypłynęła na powierzchnię. On wzruszył ramionami, ja pokiwałam głową, bo znałam odpowiedź. Odstawiłam trzymany w ręce sok na wolne miejsce, po czym położyłam dłoń na ramieniu Daniela. - Skoro tego chcesz... - powiedziałam najciszej jak umiałam. - W takim razie żegnaj, Daniel... - popatrzyłam na niego ostatni raz, po czym oddaliłam się w kierunku wyjścia ze łzami, których nie miałam siły już powstrzymywać.
____________________________
Dobry wieczór! ^ ^
Bardzo, ale bardzo chciałabym Wam podziękować za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, ale i pod poprzednimi. Dzięki Wam widzę, że jest sens pisać to opowiadanie i bardzo mnie cieszy fakt, że Wam się podoba :'))
Co do rozdziału... ktoś z Was widzi Johanna w roli tatuśka? Albo życie Kariny bez Daniela i na odwrót?
Do następnego, buziaki! ;*
O matko! Ich chyba pogieło! Ja sobie nie wyobrażam Kariny bez Daniela i na odwrót!
OdpowiedzUsuńA co do Johannka tatusia to kompletnie go nie widzę w tej roli,już prędzej ufo wyląduje na ziemii :p
Nie mam pojęcia co jeszcze napisać:D
Rozdział ogólnie świetny! *_*
Czekam na kolejny!
Buziak! ;** <3
Witaj!
OdpowiedzUsuńEj, jejejejej, ta końcówka mnie całkowicie za smuciła :(
Jakie" żegnaj Daniel"? Tak nie może być...
Przecież Karina nie może normalmie funkcjonować bez Daniela, a Daniel bez niej.
Mam nadzieję, że to jeszcze się jakoś odmieni :)
Wierzę w cuda! :D
Jeśli chodzi o Johanna to sądzę, że może spokojnie spać.
Mam wrażenie, że Celina coś tu kręci - tak, nie przypadła mi zbytnio jej postać do gustu xd - albo test po prostu okaże się błędny.
A Filipa to kopnęłabym w tyłek! Pomimo, że w tym rozdziale go za dużo nie ma to i tak działa mi na nerwy xd
Kochana, wspaniały rozdział! :*
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
Pozdrawiam, Camille
Też próbowałam wyobrazić sobie Johana z niemowlakiem, wózkiem, nosidełkiem, ale... No nie, po prostu nie. Johan nie może zostać tatusiem.
OdpowiedzUsuńA Daniela to już do reszty powaliło? Ja mu zerwę kontakty z Kariną.
I wszystko wszystkim, ale tekstem "złapał mnie za policzki i wytarmosił, jak małego borsuka" rozwaliłaś system. Normalnie jesteś moim mistrzem :-D
Czekam tylko na jakąś scenę w której pojawi się Fannis i danielowa MamaMama.
Pozdrawiam i życzę dużo weny. :*
Johann i dziecko?! Nieee, to nie możliwe. Może to nie jego dziecko?
OdpowiedzUsuńTen dureń Daniel. Co on robi?! Daniel bez Kariny to jak... No właśnie... Jak Johann z dzieckiem. Zupełnie do siebie nie pasuje.
Fannemel i mama Daniela? Hmmm ciekawie się zapowiada.
Wenyy życzę.
Pozderki :*
PM
Melduję się!
OdpowiedzUsuńKochana, ubóstwiam cię. Jeden rozdział wystarczył, żeby odgonić mój odwieczny ból głowy. Szkoda, że wszystkie tabletki nie działają tak skutecznie jak twoja historia :D
Johann i... dziecko. Chyba moja wyobraźnia jest jakaś ograniczona, bo coś takiego tam się nie mieści. Nie, nie, nie. To nie jest prawdą. Może to nie jego? Taka opcja to bardzo zły pomysł :D
Daniel... no udusiłabym. Niech tylko mi spróbuje zrywać z Karina, to inaczej pogadamy.
Czekam na kolejny! I na Fannisa oczywiście :D
Buziaki :**
wiesz... tak się zastanawiam, czy bez Johanna to opowiadanie było takie same (na pewno tytuły rozdziałów nie byłyby takie... oryginalne :P). i powiem ci, że bardzo chciałabym, aby to, że zostanie ojcem okazało się prawdą. wtedy na pewno musiałby szybko dorosnąć i trochę spoważnieć. myślę, że taka odmiana byłaby bardzo ciekawym doświadczeniem.
OdpowiedzUsuńa Daniel i Karina... skoczek będzie żałował tej decyzji, jestem pewna i to już niebawem.
ps. wstaw jakąś scenę, jak Fannemel przychodzi do domu Daniela, kiedy jest tam też jego matka! :D
Jestem! :D
OdpowiedzUsuńMówiłam już, że Cię uwielbiam? Chyba mówiłam, ale z chęcią to powtórzę. Piszesz po prostu genialnie! <3
Co do rozdziału...
Po 1: Szczerze? Nie wyobrażam sobie Johanna w roli tatusia. To jest nierealne, ale mimo to chciałabym, żeby ta ciąża okazała się prawdą. Chciałabym zobaczyć jak Johann wypadnie w tej roli.:)
Po 2: Jak to "żegnaj Daniel"?! Oni powariowali? Przecież oni nie mogą bez siebie żyć, a tu nagle "żegnaj". Nie, nie, nie. Powiedz, że oni jeszcze się zejdą.
Podsumowując: rozdział genialny, koniec trochę smutny, ale myślę, że prędzej czy później to się zmieni. :)
Już czekam na next :D
Buziaki :**
Oh Daniel, Daniel.. Co z Ciebie wyrosło? Zazdrosny, zdecydowanie jest zazdrosny, a w sumie nie ma nawet o co.. Przecież między Kariną a Phillipem teraz nic nie ma i raczej nic nie będzie. No ale on tego w sumie nie wie, niestety. Oby sobie wyjaśnili wszystko, bo ja jestem fanką tego cudownego duetu! ;D
OdpowiedzUsuńInformuj mnie, jakbyś mogła u mnie na blogu w zakładce SPAM. ;) Z góry dziękuję! ;)
http://rozumieszmniebezslow.blogspot.com/
Pozdrawiam! ;*
O Bozinko...
OdpowiedzUsuńAleż się tutaj dzieje. :)
Rozdział na naprawdę wysokim poziomi. Oczarowałaś mnie. ♥
Cóż... Johann jako tatuś... To może być ciekawe doświadczenie zarówno dla niego, jak i dla nas. :) Cóż, Daniel ma rację. Dopóki Celina nie pójdzie do lekarza, a on nie potwierdzi jej podejrzeń, nie ma czym się nadmiernie denerować. :)
Swoją drogą kłótnia o kapciuszki... Haha :D Padłam! :)
A Daniel? On i Karina... Boże, co to się wyprawia. Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić tę dwójkę osobno... Co się z nimi dzieje. Dlaczego? :(
Jestem cholernie ciekawa kolejnego rozdziału. :)
Czekam! ;*
Buźka xx
Wpadłam tu zupełnym przypadkiem i od razu mówię, że zostaję :) Ta historia jest świetna, a bohaterowie... Ach.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Johanna, jego teksty są genialne :D
Daniel jest taki uroczy, można się rozpłynąć i strasznie mi go szkoda. Mam nadzieję, że zawalczy o Karinę, bo ona jest tego warta.
Karinę bardzo lubię, jest świetna. Współczuję jej, bo ona nie ma kompletnie pojęcia o co Danielowi chodziło :)
Czekam na kolejny i zapraszam do mnie your-life-is-depending-on-you.blogspot.com
Buziaki :*
Nieee, oni nie mogą się rozstać! Nie teraz! Daniel, pierdoło, walcz o nią! :( Takiej dziewczynie nie można dać odejść. Mam nadzieję, że jakoś to naprawi, to by była katastrofa, jakby do końca życia mieli drzeć koty.
OdpowiedzUsuńSzczerze? Nie wyobrażam sobie Forfanga w roli ojca. To się w ogóle ze sobą gryzie :D Jestem ogromnie ciekawa, co z tego wyniknie :)
Pozdrawiam i weny życzę! :))
Jestem! ;D
OdpowiedzUsuńUgh! Facet! No, Daniel, rusz się facet! Natychmiast! Walcz! Walcz do upadłego, no! Przecież warto! Zwłaszcza dla NIEJ, no!
Mam nadzieję, że on coś zrobi, bo inaczej... no, ugh! Nakopię mu, no!
Johann - oj, nie zawodzi. :D
Daniel bez Kariny? Karina bez Daniela? Eeee... error? Chyba nie wierzę w to, co przeczytałam. No weź, Tande, nie bądź sierotą, łamagą i tchórzem... o miłość trzeba walczyć! O Karinę musisz walczyć, tak trudno zrozumieć?
OdpowiedzUsuńA Johann, jak to Johann... jest sobą, kompletnie nieprzystosowany do życia i zupełnie nie gotowy do roli ojca... chociaż może to ostatnie by go zmieniło?
Zobaczymy, co dla nas przyszykujesz. Czekam na następny ;*
Buziaki,
British Lady ♡