Strony

niedziela, 17 stycznia 2016

4. Szczerzysz się jak bezdomny kot do puszki z rybą.

Karina

- Chwała temu, kto wymyślił całodobowe sklepy. - Daniel odezwał się po krótkiej chwili ciszy, która zapanowała tuż po wyjeździe spod sklepowego parkingu. Przytaknęłam mu i nadal w skupieniu patrzyłam na drogę, zajadając się chrupkami. - Uważaj z tym jedzeniem, bo dopiero go czyściłem.
Chyba to prawda, że jeśli facet nie ma dziewczyny to chorobliwie troszczy się o swoje auto, bynajmniej Daniel idealnie potwierdza, że tak właśnie się dzieje.
- Jesteś przewrażliwiony. - stwierdziłam, biorąc do ust kolejnego chrupka
- Po prostu nie lubię mieć syfu.
- Pedant. - mruknęłam cicho, licząc na to, że blondyn nie usłyszy, lecz jego wymowne chrząknięcie dało mi do zrozumienia, że się przeliczyłam. - Fachowo nazywa się to obsesją.
- Chyba lepiej jest przesadnie troszczyć się o samochód niż siedzieć w zamkniętym pokoju i non stop robić sobie dobrze. - zaśmiał się, zmieniając bieg, a następnie wyprzedzając jadący przed nami samochód.
- Nie wnikam w twoje pasje, blondasie.
- Możesz tak na mnie nie mówić? - popatrzył na mnie jak na złodzieja ostatniego frytka.
- Patrz na drogę, kretynie! - wrzasnęłam, wskazując dłonią na oświeconą lampami ulicę. - W przeciwieństwie do ciebie, ja mam plany na przyszłość i chcę jeszcze trochę pożyć. Poza tym nie mam odłożonych pieniędzy na mój wymarzony pogrzeb.
- Daj mi. - wyciągnął rękę do paczki chrupek, po której go strzeliłam. - Może byś się podzieliła, co? - popatrzył na mnie z pretensją w oczach.
- Kierowca nie może jeść. A co gdybyś w momencie brania chrupka rozjechał małego kotka? Albo wjechał w stodołę? Już nie wspomnę o poturbowaniu biednej staruszki!
- Jak rozjadę kotka, to będzie o jednego kotka na świecie mniej. - zaczął. - Jeśli ty gdziekolwiek widzisz tutaj stodołę to mogę umówić cię na wizytę do okulisty, a starsze panie już dawno zmówiły paciorek i grzecznie śpią.
- Zawsze możesz odwieźć mnie do domu i też pójdę grzecznie spać. - jak na komendę zakryłam usta dłonią, by ziewnąć.
- Ale też mogę cię wywieźć do Wietnamu! - krzyknął z podekscytowaniem, zaś ja popatrzyłam na niego jak na skończonego idiotę, chwilę później kręcąc głową z politowaniem dla jego głupoty. - No co się tak patrzysz? Jestem brudny? - dłonią potarł prawy policzek.
- Jesteś głupi, ale niestety tego nie wytrzesz... - westchnęłam, podkręcając ogrzewanie fotela dla pasażera.
- Przygotowujesz się do wysiadywania jajek, że tak podgrzewasz sobie tyłek?
- Jak coś wysiedzę to z chęcią ci oddam, byś w końcu zobaczył jak to jest nosić jajka w spodniach. - wytknęłam mu język. Odwróciłam twarz do szyby i patrzyłam na mijany obraz, który oświetlały latarnie oraz światła samochodów jadących z naprzeciwka. Minęło dobre pięć minut, a Daniel nadal nie odzywał się do mnie ani słowem. Powoli zaczynałam myśleć, że uraziłam go owym tekstem o spodniach, ale wyglądał na człowieka z dystansem. - Obraziłeś się na mnie? - zapytałam cicho, kierując na niego swój wzrok. Spokojnie zaciskał rękę na kierownicy oraz szczękę i skupiał na drodze. - Przepraszam, jeśli cię uraziłam... - doszło do mnie, że tamten tekst nie był zbyt miły i postanowiłam go przeprosić. - Ej... naprawdę nie chciałam... - cichy pomruk wydobył się z jego ust. - Daniel... - położyłam swoją dłoń na ramieniu chłopaka, wędrując nią w okolice jego karku i masując go.
- Wiesz, że w tym momencie robisz mi dobrze? - zaśmiał się.
- Naprawdę jesteś głupi...

Piosenka Ellie Goulding wypełniała ciszę, która panowała pomiędzy nami i pozwalała zagłębić się w swoich myślach. Był to pierwszy taki moment, gdy mogłam skupić się na swoim życiu, od tygodnia. Moje życie zmieniło się diametralnie, niecałkowicie z moją pomocą i nie do końca świadomie. Wszystko działo się nagle. Najpierw odejście ojca, przeprowadzka, zmiana otoczenia i utrata znajomych, ponowne pojawienie się Phillipa, poznanie Johanna i Daniela, pojawienie się chęci poznawania go coraz bardziej, choć tak naprawdę nie wiedziałam, że tego pragnę. Spadło to na mnie w jednej chwili i mogłam szczerze przyznać, że byłam dla siebie pełna podziwu, że jeszcze jako tako ogarniałam się w zaistniałej sytuacji.
- Mam wrażenie, że jesteś tu obecna tylko ciałem. - głos blondyna wyrwał mnie z zamyślenia. Popatrzyłam na niego, unosząc delikatnie kąciki ust ku górze. Niebieskie tęczówki wierciły we mnie dziurę i choćbym miała od tego zginąć to nie chciałabym aby przestały na mnie patrzeć. - Skoro już tak odpływasz, to może chcesz moją kurtkę? W pewnym momencie przestaniesz się ruszać i zamarzniesz. - z jego ust wydobył się cichy śmiech.
- Martwisz się o moje życie? - odruchowo zmarszczyłam czoło, patrząc na niego pytająco.
- Nie chce pójść siedzieć za nieudzielenie pomocy. - odparł.
- A już zaczynałam myśleć, że jest ktoś, kto się o mnie naprawdę martwi... - westchnęłam, robiąc smutną minę.
- Mogę cię przytulić na pocieszenie!
Serce w jednej chwili zaczęło mi bić jak oszalałe, a w głowie pojawiły się tysiące głupawych myśli. Miałam ochotę zacząć szczerzyć się jak typowy dziad do sera, ale wtedy uznałby mnie za psychopatkę i zapewne nasza znajomość by się na tym skończyła.  Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, a już tonęłam w ramionach Daniela. Jego zapach dosłownie zwalał mnie z nóg, a w brzuchu pojawiło się głupawe uczucie. Cholera, co było ze mną nie tak? W życiu nie reagowałam tak na żadnego chłopaka i nawet nie przypuszczałam, że tego typu reakcje są aż tak strasznie chore!
- Mam nadzieję, że ci ciepło. - usłyszałam cichy pomruk z ust blondyna. Może wydać się to głupie, ale w pewnym momencie zaczęłam sobie wyobrażać, że między mną a nim... nie, to strasznie głupie i nie powinnam była nigdy dopuścić takowych myśli do siebie. Daniel jest przystojny, słodki i to kwestia czasu, kiedy przy jego boku pojawi się jakaś dziewczyna. - Może chcesz już jechać? Jeśli zechcesz to jeszcze kiedyś mogę zabrać cię na skocznię. - odparł, odsuwając się ode mnie. Miałam ochotę protestować, bo było mi dobrze w jego uścisku, ale tak bywa, że wszystko co dobre szybko ma swój kres.
- Nie boisz się? - zapytałam po chwili, przenosząc swój wzrok z oświetlonego obiektu na chłopaka.
- Zabrania cię na skocznię? - zaśmiał się.
- Siadania na belce, najazdu na próg, skoku... - westchnął, ściszając muzykę wydobywającą się z telefonu i spojrzał na skocznię.
- Widzisz, skoki to sport, w którym może przytrafić ci się dosłownie wszystko. Możesz upaść, odnieść mniejszą, większą kontuzję, ale możesz oddać dobry skok i odnieść sukces. - odparł. - Tu nie ma czegoś takiego jak strach. Jeśli się boisz to nie skoczysz, ale jeśli masz świadomość powagi sytuacji i wiążących się z nią konsekwencji to dasz radę. 
- A ty liczysz się z tym, że w każdej chwili możesz upaść i...
- I się zabić? - wszedł mi w słowo, po czym parsknął cicho, kręcąc głową. - Za każdym razem, gdy wyjeżdżam na konkurs, liczę się z tym, że mogę wrócić cały, mogę wrócić poturbowany, a mogę wrócić jako trup. Sam wybrałem sobie taki sport i to jest coś, co kocham. Pomimo tego, że to niebezpieczne.
- A nie myślałeś o tym, by skończyć ze skokami i znaleźć normalne zajęcie? - zapytałam.
- Owszem, myślałem. Zwłaszcza wtedy, gdy kontuzja goniła kontuzję, albo skoki po prostu mi nie wychodziły. Jednakże w ostatnim czasie nabrałem nowej energii, zacząłem patrzeć na to wszystko inaczej i zaczynam bawić się tymi skokami, zaczynam odnosić drobne sukcesy... Wygrana w Klingenthal dała mi wiele do myślenia i chyba zacząłem wierzyć w siebie.
- A twoje największe marzenie?
- Cóż... chciałbym kiedyś sięgnąć po wygraną. Nieważne czy będą to loty, czy klasyk, Turniej Czterech Skoczni, albo Igrzyska. Po prostu marzę o zdobyciu jednej z tych nagród i postaram się zrobić wszystko, by spełnić to marzenie. - uśmiechnął się, patrząc w nieznany mi punkt. Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę i to był zupełnie inny Daniel, niż ten, który wyskoczył zza regału z prezerwatywami w ręku. To był taki Daniel, który po prostu potrzebował spokojnej rozmowy, bez docinków i zgryźliwości.
- Wierzę w ciebie i trzymam kciuki za twoje marzenia. - powiedziałam, uśmiechając się do niego ciepło. - Dobra... jedziemy? Trochę zimno się robi.
- Dopiero teraz zaczęłaś odczuwać zimno? - zdziwił się.
- Widocznie alkohol ze mnie wyparował. - wzruszyłam ostentacyjnie ramionami i poprawiłam granatowy szalik. Tande pokręcił głową z wyczuwalną pogardą i westchnął, przewracając oczyma, a ja w odpowiedzi wymierzyłam pięścią w jego ramię. - Nie pozwalaj sobie, bo będziesz szła za samochodem! - pogroził mi palcem.
- Serio myślisz, że się ciebie boję?
- Te mięśnie mówią same za siebie. - wskazał palcem na swoje przedramię i zawadiacko puścił mi oczko.
- Ja tutaj widzę tylko kurtkę. Brzydką kurtkę. - mruknęłam, wyprzedzając go w sekundę o kilka kroków i śmiejąc się jak potłuczona wariatka, choć tak naprawdę nie stało się nic z czego mogłabym w tym momencie dusić się ze śmiechu.
- Wracasz na piech... Tfu! - momentalnie wytarł ręką śnieg z twarzy i popatrzył na mnie morderczym spojrzeniem. - Masz szczęście, że nie ma dużo śniegu, bo już byś w nim leżała. - jego powaga nie trwała dłużej niż pięć sekund. Następnie szliśmy w stronę samochodu, co chwila wybuchając śmiechem i popychając się jak małe dzieciaki w przedszkolu. Byłabym skończoną idiotką, gdybym nie dała się wyciągnąć na imprezę Johanna, bo wtedy nie spędziłabym, być może, najlepszej nocy od bardzo, bardzo dawna.

Kilka minut przed czwartą auto Daniela zatrzymało się przed moim domem. Chłopak popatrzył na mnie przez chwilę, a potem zgasił silnik i wysiadł z samochodu. Nie zdążyłam mrugnąć, a już stał przy drzwiach od strony pasażera z zamiarem otworzenia ich. Opuszczając nagrzane auto, poczułam jak przez moje ciało momentalnie przenika ziąb i marzyłam już tylko i wyłącznie o swoim łóżku i zakopaniu się pod kołdrą.
- Dzięki za dzisiejszy... dzisiejszą noc. - chłopak poprawił swoją wypowiedź.
- Chyba ja tobie też powinnam podziękować. Nie pamiętam, kiedy ostatnio umierałam na ból brzucha od śmiechu. 
- Polecam się na przyszłość! - zaśmialiśmy się, a następnie nasze spojrzenia się spotkały. Nie po raz pierwszy tej nocy, ale tym razem było to bardziej krępujące.
- Nie powinieneś już jechać? - zapytałam dla przerwania niezręcznej sytuacji.
- Pojadę, jak będę mógł stwierdzić, że się wystarczająco dobrze pożegnaliśmy.
- Jesteś strasznie upierdliwy, wiesz?
- Obiło mi się o uszy. - poruszał brwiami.
- No dobra... to cześć. - powiedziałam, klepiąc go przyjacielsko w ramię i obracając się na pięcie.
- Nie przytulisz mnie? - jęknął, rozkładając bezradnie ręce i patrząc na mnie wzrokiem szczeniaczka, któremu ktoś stanął na łapkę. Odgarnęłam niesforny kosmyk włosów z twarzy, po czym przybliżyłam się do blondyna i mocno go przytuliłam. Jeśli w tym momencie zobaczyłabym spadającą gwiazdę to prosiłabym ją tylko i wyłącznie o to, by móc przytulać go częściej.
- Uważaj na siebie. - powiedziałam mimowolnie.
- Daj spokój. Nie jest tak ślisko.
- Chodzi mi o skoki. - wyjaśniłam.
- To tylko Lillehammer. Nawet kraju nie opuszczam, więc spokojnie. - odsunął mnie od siebie i położył swoje dłonie na moich ramionach. - Wiesz... pierwszy raz słyszę, żeby ktoś kazał mi na siebie uważać. - zauważyłam w jego oczach coś na znak wzruszenia? A może tylko mi się przewidziało, wzrok już nie jest takiej pierwszej jakości. - Leć już, bo będziesz chora.
- Na drodze też masz uważać. - pogroziłam mu palcem. - Powodzenia na konkursie.
- Najpierw trzeba się do niego zakwalifikować. - zaśmiał się.
- Marudzisz. - mruknęłam. - Dobranoc, łasiczko.
- Łasiczko? - z kolei teraz parsknął śmiechem. - Nie żeby mnie to śmieszyło... - wyjaśnił, podnosząc ręce w geście obronnym. - Śpij dobrze. - nachylił się i delikatnie musnął mój lewy policzek swoimi wargami. Szczerze? Miałam ogromną chęć piszczeć z radości. Uśmiechnęłam się i po chwili skierowałam w stronę domu. Czułam na sobie jego wzrok aż do momentu przekroczenia drzwi, a gdy już je za sobą zamknęłam... zaczęłam szczerzyć się jak chora psychicznie idiotka, tak po prostu.

Daniel

Kilka kilometrów od Lillehammer trener zarządził krótki postój. Jego przyczyną było podobno rozprostowanie kości, ale i tak każdy zauważył, że trenera po prostu przycisnęło i musiał skorzystać z toalety. Johann ciągle marudził na ból głowy, choć pojawiały się momenty, gdy jego mózg ożywał i chłopaczyna snuł teorie zniknięcia mnie i Kariny z imprezy. Unikałem tematu. Dlaczego? Być może po to, by Forfang nie węszył przez cały weekend w moim życiorysie z wczoraj, bo to naprawdę denerwuje.
- Jestem głodny. Czuję się jak baba w ciąży. - jęknął. Minęła krótka chwila nim ogarnąłem co do mnie powiedział, bo skupiłem się na zupełnie innym obiekcie. Bardziej damskim. Z nieziemsko pięknym kolorem oczu. - Weźże skończ o niej myśleć! - mocne uderzenie w tył głowy sprowadziło mnie ponownie na ziemię. - Szczerzysz się jak bezdomny kot do puszki z rybą.
- Ty chyba głodny byłeś, no nie? - zapytałem, otwierając mu drzwi do małego baru. Pokręcił z politowaniem głową, przechodząc przez próg i rozejrzał się po pomieszczeniu. - Szybciej, bo pojadą bez nas. - syknąłem, popychając go odrobinę w przód.
- Dzień dobry! Jest może bigos? - zapytał.
Nie pozostało mi nic innego niż strzelić sobie dłonią w czoło z politowaniem dla jego głupoty.

________________________
Hello! ^^
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was tym rozdziałem, ani nie zniechęciłam do Daniny :D
Fanka Sportu, rozwaliłaś mnie tym połączeniem, serio!
Ps. zapraszam do ankiety na dole.
Miłego czytania, buziaki! ;*

Kociczki z medalami, tyle potrzebowałam do szczęścia ♥



13 komentarzy:

  1. Oooooo, Daniel jest uroczy ♥
    Podoba mi się, że jest taki 'normalny', kiedy spędza czas z Kariną. No i widać, że oboje wpadli sobie w oko. Ahh.
    Czekam na kolejny z niecierpliwością
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że zjawiam się dopiero przy czwartym rozdziale, ale nauka skutecznie zabiera mi czas na czytanie :(
    Co do rozdziału - genialny. Bardzo podoba mi się twój styl pisania. ;)
    Daniel jest uroczy nawet gdy zachowuje się jak bezmózgi idiota, ale jego zachowanie przy Karinie mnie urzeka, jest po prostu słodkie i trzymam kciuki, żeby coś między nimi było, bo widać, że oboje wpadli sobie w oko. <3
    Z niecierpliwością czekam na next i życzę weny Kochana <3 ;**
    Pozdrawiam gorąco ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Daniel, taki kochany.Jego zachowanieijest bardzo urocze i słodkie Twój styl pisania bardzo mi się spodobał.
    Weny kochana
    Buziaki 😘

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się :)
    Kochana, nie zanudziłaś i chyba długo nie zanudzisz, bo jest genialnie! Mówiłam ci już, że uwielbiam te tytuły? Są po prostu najlepsze ^^
    Kurczę, do Daniela to mnie chyba nic nie zniechęci, ciężko go nie lubić, nawet jak zachowuje się... tak jak się zachowuje :D Jestem ciekawa, jak dalej rozwinie się jego relacja z Kariną, bo zauroczenie trwa w najlepsze :)
    Czekam!
    No i gratulacje dla Norwegów za drużynówkę, bo zasłużyli na złoto w stu dziesięciu procentach :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Sama na myśl o tym połączeniu zaczynam się brechtać xDD A co do rozdziału to jest świetny! (jak zwykle zresztą ^^) Daniel taki uroczy *-* Po wczorajszej wygranej Norwegów po prostu rozpływałam się jak czekoladka xdd I jeszcze bff wysyłała mi ich zdjęcia <3 No mogłabym patrzeć na nich godzinami <3 Z niecierpliwością czekam na kolejny konkurs tfu rozdział xD ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Zanudziłaś,zniechęciłaś? Co ty gadasz ?! To jest świetne !
    Aż żałuję,że DOPIERO teraz znalazłam trochę czasu żeby to przeczytać!
    Daniel taki słodki 😍
    Mega spodobał mi się twój styl pisania i już wiem,że zostanę do końca!
    Weny kochana 😘

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak jak nie przepadałam za Danielem jako skoczkiem, to przez Twoje opowiadanie jakoś go polubiłam XD A co do opowiadania to mega mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem i ja! :)
    Rozdział cud, miód i orzeszki xD
    Tak bardzo uroczy *-* No i Danina nam się rozkręca, ale nie mam nic przeciwko ;D Ale zgaduję, że długo to szczęście nie potrwa, bo jest jeszcze pan Philip Zazdrośnik. No a Daniel taki słodki ^^
    No więc do kolejnego! :*
    Dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba już wyczerpałam limit pochwał, bo kompletnie nie wiem, co napisać :/
    Jak zwykle cudownie, no co tu więcej mówić? Znowu się nieźle uśmiałam, uwielbiam Forfanga, a tym bigosem to mnie autentycznie rozwalił. Ja nie wiem, co on ćpie, ale chce namiary na dilera! :D
    Daniel, nosz kurczaki, cudowny! Modlę się jedynie o to, aby nie okazał się takim palantem, jakim jest Phillip.
    A z ich wygranej jestem szczęśliwa co najmniej jakby to Polacy zgarnęli złoto. Należało im się jak psu buda ;)
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaprosiłaś więc jestem!
    I dobrze, że jestem! To jest genialne!
    Forfang to powinien zmienić dilera, bo dostaje za mocne prochy! hahaha ;D
    Daniel taki kochany <3 mam nadzieję, że nic nie odwali jak Phillip!

    Buziole! :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Matko jak mogłam tego nie skomentować. PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM. Bo przeczytałam to dawno ale głupia nie skomentowałam. Masakra. Ale przechodząc do sedna porównanie z puszka ryby i kotem bomba tak samo jak to ze trenera przycisnelo, a nasza "Danina" jest urocza
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Wybacz, że zjawiam się dopiero teraz, ale naprawdę czas (nawet w ferie) mnie nie rozpieszcza. :(
    Niestety muszę ponadrabiać pozostałe rozdziały, ale w najbliższym czasie z pewnością to zrobię. :)
    Cóż powiedzieć o powyższym rozdziale?
    Bardzo mi się podoba! :D
    Zwłaszcza początek, gdzie Daniel tak chorobliwie martwił się o swój samochód! :D
    Wykreowałaś świetnych bohaterów. Każdy jest inny. :)
    Forfi na przykład rozwalił mnie tym bigosem! Zgadzam się z koleżanką powyżej, iż powinien zmienić dilera. ^^
    Daniel? Uroczy, uroczy, uroczy chłopak! :D No, z wyjątkiem tej obsesji na punkcie auta. :P
    A Phillip... no, wywołuje u we mnie mieszane uczucia. :) Ale wszystko się jeszcze okaże. Pod wpływem Twojej weny, jeszcze role mogą się pozmieniać. ;)
    Lecę nadrabiać zaległości i mam nadzieję, że do zobaczenia pod nowiutkim rozdziałem. ;*
    Buźka xxx

    OdpowiedzUsuń